Rudi cieszył się ze szczęśliwego zwycięstwa. Narzekał jednak, że trwająca ponad tydzień przerwa wybiła z rytmu jego ekipę. - Akcje nie były takie płynne, nie mogliśmy złapać rytmu. Całe szczęście, że dociągnęliśmy do karnych - podkreślał Rohaczek. - Wcześniej rywal, który ma bardzo mocnych zawodników, wykorzystał nasze błędy. Wierzyliśmy jednak do końca, że możemy odrobić stratę dwóch goli. Gdyby tak nie było, nie wycofywałbym bramkarza. Rudi zaznaczył, że karne to loteria: - Udało się nam je wygrać. Spora w tym zasługa Leszka Laszkiewicz. U niego szczęście spotkało się z umiejętnościami - zauważył trener "Pasów". Miroslav Ihnaczak, opiekun GKS-u Tychy miał kwaśną minę: - Szkoda tej pechowej dla nas końcówki. Zaważył błąd - strata krążka w środkowej tercji, po której Cracovia przedostała się pod naszą bramkę i strzeliła na 4:4. Pech. Gramy dalej, we wtorek jest nowy dzień i mam nadzieje nowe szczęście dla nas. Musimy walczyć - mobilizował. Ihnaczakowi nie podoba się, że w finale w ciągu pięciu dni zostaną rozegrane aż cztery spotkania. - Nigdzie na świecie nie ma takiego tempa rozgrywania meczów - argumentował. Narzekał też na sędziów. - Nawet wy widzieliście, że kara, po której graliśmy w podwójnym osłabieniu i Cracovia złapała kontakt na 1:2 była "z kapelusza" - kręcił głową Słowak.