Sympatyczny "Adik" dokonał rzeczy rzadko spotykanej. W niewiele ponad 50 minut meczu GKS - Stoczniowiec aż czterokrotnie spisał się na listę strzelców. - Chyba raz mi się już taki przypadek w karierze zdarzył, ale jeśli nawet, to było to bardzo dawno temu - powiedział naszemu portalowi Adrian. Co ciekawe, Parzyszek, który dopiero niedawno wrócił do po kontuzji, występuje w nominalnej czwartej formacji tyszan. - O to by trenera trzeba było pytać - odesłał nas Parzyszek. Co na to wywołany do tablicy Wojciech Matczak? - Mnie denerwują takie sztuczne podziały na pierwszą, drugą, czy czwartą "piątkę". Kto w jakiej kolejności wychodzi na lód nie odgrywa żadnej roli. Liczy się tylko to, która formacja ile strzela bramek. Ta która strzeli ich najwięcej jest pierwszą piątką - wykłada swoją filozofię trener Matczak. Co spowodowało zwyżkę formy Adriana? Świeżość? - Nie sądzę. Bardziej przerwa reprezentacyjna, w trakcie której można było solidnie popracować - tłumaczy i ze skromnością dodaje, że Stocznowiec leży jego drużynie. - Przegraliśmy z nimi tylko jeden mecz, w Gdańsku - przypomina. W Tychach po porażce w finale z Podhalem w zeszłym sezonie, a przede wszystkim po sprowadzeniu Michała Garbocza, Tomasza Proszkiewicza i Sławomira Krzaka mówi się tylko o jednym: zdobyciu mistrzostwa Polski. - Nie ma co ukrywać, że skład mamy znacznie silniejszy, niż w zeszłym roku. Ale to jeszcze nic nie znaczy. Gdyby wszystko było takie proste, to bylibyśmy na pierwszym miejscu w tabeli - podkreśla Parzyszek. - Chcemy dogonić w tabeli Cracovię, a nie tylko bronić pozycji wicelidera. W play offie dobrze byłoby wszystkie mecze zaczynać na swoim lodowisku.