Tym razem Pingwiny oddały mniej strzałów niż rywale, ale okazały się skuteczniejsze, a dobry mecz zaliczył ich bramkarz. Marc-Andre Fleury zawalił kilka bramek w dwóch wcześniejszych spotkaniach, ale we wtorkowy wieczór obronił 27 z 29 strzałów. Kluczową bramkę na 3:2 strzelił Siergiej Gonczar. 35-latek z Czeljabińska zdobył dopiero dziewiątego gola w sezonie, ale może to być bramka, która odmieni losy wielkiego finału. "To prawdziwy bojownik" - ocenił doświadczony hokeista Pengiuns Bill Guerin na stronie NHL.com. "Szczerze mówiąc, jest spokojnym facetem. Nie mówi za dużo. Po prostu pozwala, by za niego przemawiała jego gra". Niewiele brakowało, aby Gonczar oglądał wielki finał z trybun, albo ze szpitalnego łóżka. W czwartym meczu półfinałowym z Washington Capitals zderzył się kolanami z Aleksandrem Owieczkinem. "Po tamtym meczu myśleliśmy, że sezon ma już z głowy. Zresztą tak mówił lekarz" - przypomniał jego partner z obrony Brooks Orpik. Rosjanin pauzował dwa mecze, ale już w siódmym, decydującym meczu z Capitals zameldował się na lodzie, a wczoraj strzelił najważniejszego gola sezonu. Mecz dobrze rozpoczął się dla gospodarzy. Już w 5. minucie Małkin wypatrzył nieobstawionego Talbota, a jego błyskawiczny strzał zaskoczył Chrisa Osgooda. Kilkadziesiąt sekund później zaspała obrona gospodarzy i Henrik Zetterberg wyrównał. W 12. minucie Johan Franzen strzelił swojego dwunastego gola w play offach, finalizując świetnie rozegrany zamek. Idealnej okazji na wyrównanie nie wykorzystał Sidney Crosby. Najlepszy strzelec play offów nie zdobył gola już w czwartym meczu z rzędu. We wtorek nie pokonał bramkarza nawet w sytuacji 1 na 1. Jednak po chwili wyręczył go Letang ("bomba" zza bulika w przewadze). W drugiej tercji obrońcy trofeum przycisnęli, ale Fleury obronił każdy z czternastu strzałów. Pingwiny złapały oddech i zaatakowały w ostatniej części meczu. Osgood przeżywał ciężkie chwile. Wreszcie w 50. minucie, gdy jego zespół grał w osłabieniu, skapitulował po uderzeniu Siergieja Gonchara. Trener Czerwonych Skrzydeł Mike Babcock nie czekał na ostatnie sekundy z wycofaniem bramkarza, ale jego plan runął, gdy Pingwiny wywalczyły krążek,a Talbot strzałem z własnej połowy trafił do pustej bramki. Na ciepłe powitanie w Pittsburghu liczyć nie mógł Marian Hossa. Słowak w ubiegłorocznym finale walczył po stronie Pingwinów, a teraz jest po drugiej stronie barykady. We wtorek po każdym jego zagraniu kibice niemiłosiernie buczeli. Finał Pucharu Stanleya Pittsburgh Penguins - Detroit Red Wings 4:2 Stan rywalizacji do czterech zwycięstw 1-2.