"O tragicznych wydarzeniach dowiedziałem się na Ukrainie, gdzie przebywam z reprezentacją Polski na mistrzostwach świata Dywizji IB. Zacząłem przeglądać internetowe serwisy informacyjne, zadzwoniłem też do kolegi mieszkającego w Bostonie. To straszne, że niewinni ludzie muszą obawiać się o swoje bezpieczeństwo w miejscach publicznych" - powiedział 41-letni Czerkawski. Jeden z najsłynniejszych polskich hokeistów debiutował w NHL w barwach Boston Bruins 9 kwietnia 1994 roku. Grał w tym klubie niespełna dwa lata, a później występował w Edmonton Oilers, New York Islanders, Montreal Canadiens i Toronto Maple Leafs. Karierę w najlepszej lidze zakończył w 2006 roku, ponownie w ekipie Bruins (grał w niej kiedyś też Krzysztof Oliwa). Łącznie w zespole z Bostonu rozegrał 118 meczów, strzelił 27 bramek i miał 25 asyst. "Mam przed oczami miejsce, gdzie doszło do wybuchu, bo to jedna z ulic w centrum miasta, gdzie wielokrotnie chodziłem na spacery i do kawiarni. Tam codziennie przewijało się mnóstwo ludzi, zdążających do biur, sklepów. Nigdy bym nie przypuszczał, że w Bostonie, które uważałem za bardzo bezpieczne miejsce, dojdzie do takich zdarzeń" - stwierdził były reprezentant Polski. Czerkawski nigdy z bliska nie oglądał zmagań maratończyków w Bostonie. "Unikam tłumów, dlatego ani razu nie wybrałem się obejrzeć na żywo tego słynnego biegu. Wśród kolegów, z którymi wtedy grałem w Bruins, też nie było pasjonatów maratonu". Z okresu występów w Bostonie Czerkawski zachował bardzo miłe wspomnienia i kontakty. "W jednym ataku grałem z Camem Neelym, obecnym prezydentem klubu. Mam kontakt też ze swoim menedżerem z Bostonu. Na szczęście byli z dala od poniedziałkowych wybuchów. Kibice Bruins z kolei wybierali się wczoraj do hali na spotkanie z Ottawa Senators, ale oczywiście zostało ono odwołane" - dodał.