INTERIA.PL: Skąd w Tobie tyle spokoju, jaki wykazałeś przy bramce na 2:1? Leszek Laszkiewicz, napastnik ComArch/Cracovii: Przy pierwszym golu objechałem bramkę i wykorzystałem to, że obrońca zostawił mi lukę. Poczekałem na środku, aż bramkarz się posadzi, gdyż nasz drugi bramkarz "Rączes" (Marek Rączka - przyp. red.) podglądnął na rozgrzewce, że ich bramkarz Alieksiej Iwanow ma taki zwyczaj, że wszystko broni, siadając na lodzie, więc poradził mi, by strzelać mu do góry. Posłuchałem tej podpowiedzi i udało mi się strzelić do góry. Przy moim drugim golu spory wkład mieli Marian Csorich, który oddał strzał, i mój brat Daniel, który zmienił jeszcze tor lotu krążka. Byłem metr przed bramkarzem, więc nie miałem za bardzo miejsca, w takich okolicznościach zdobyć gola nie jest łatwo, ale "przeciągnąłem" Iwanowa i zmieściłem mu krążek pod parkanem. Myślę, że to bardziej błąd bramkarza, niż moja zasługa. Przestrzegałeś kolegów, by nie łapali kar. Tymczasem dwie gry w osłabieniu w III tercji udało się przetrzymać, ale podczas trzeciej padł gol na 2:2. - To jest nasza bolączka przez cały sezon. Brakuje chłopakom odpowiedzialności i chyba też doświadczenia. W takim meczu nie można popełniać tak głupich fauli! Oni spokojnie mogli odwrócić losy tego meczu, ale na szczęście nie mieli zbyt wielu sytuacji klarownych, by pokonać "Radzika". Ale gdyby rywal był skuteczniejszy, to mogłoby być ciężko. Zaskoczyli Cię czymś rywal? - Teraz tak mogę powiedzieć, że po cichu liczyłem na to, że możemy wygrać z Saryarką. Tym bardziej, że z Kazachami umiemy grać. Udaje nam się ich pokonywać także z reprezentacją na MŚ I Dywizji. Dlatego liczyłem na to, że może być dobrze dzisiaj. Gdy jeszcze zobaczyłem tak wspaniałą publiczność, to nogi same niosły. Ja się cieszę, bo grać przy takich kibicach nie często się zdarza. Okazało się być dobrym zabiegiem zagrać z Kazachami pierwszego dnia turnieju. Nie mogli podglądnąć waszej taktyki? - Myślę, że mogli się spodziewać, co gramy, bo wieli z nas znają z reprezentacji. My tak samo wiedzieliśmy, że oni będą dobrzy technicznie, co zresztą pokazywali. Mecz był wyrównany, ale zasłużenie wygraliśmy. Trzeci gol był demonstracją waszej siły, bo zamknęliście rywala grając w pięciu na pięciu. - To była pierwsza okazja w trzeciej tercji, gdzie wreszcie przez dłuży okres mogliśmy pograć w pięciu. Wcześniej graliśmy niemal bez przerwy w osłabieniu. Pokonaliśmy teoretycznie najgroźniejszego rywala, ale rywalizacja nie została jeszcze rozstrzygnięta. Estończykówi (Tartu) i Litwinów (Energija) nie możemy zlekceważyć. Rozmawiał: Michał Białoński CZYTAJ TAKŻE <a href="http://sport.interia.pl/news/puchar-kontynentalny-mistrz-polski-blisko-awansu,1386975">PUCHAR KONTYNENTALNY: COMARCH CRACOVIA BLISKO AWANSU</a>