Crosby strzelił pierwszego gola w 18. minucie. Na 2:0 podwyższył na początku drugiej tercji, gdy wykorzystał grę w przewadze. Przy obu bramkach asystował Marian Hossa. Goście wrócili do gry w 35. minucie po fantastycznej akcji niesamowicie skutecznego Szweda Johana Franzena. W 47. minucie z trzeciego gola dla gospodarzy cieszył się Adam Hall, zdając sobie sprawę, że to może być cios, po którym rywale już nie podniosą się. Wprawdzie sześć minut później Mikael Samuelsson zmniejszył straty Detroit, ale najlepsza drużyna sezonu zasadniczego już nic więcej nie była w stanie wskórać. "Pingwiny" oddały 24 strzały, a ich bramkarz Marc-Andre Fleury obronił aż 32 uderzenia. Przewaga gości widoczna była w trzeciej tercji, w której aż 16 razy próbowali zaskoczyć golkipera "Pingwinów", podczas gdy gospodarze wypracowali tylko pięć pozycji strzeleckich. - Marc-Andre miał ogromny wpływ na to, że jesteśmy w finale. Dzisiaj także dał nam szansę wygrać - komplementował swojego bramkarza trener "Pingwinów" Michel Therrien. - Dokładnie tego trzeba oczekiwać od bramkarza. Zaliczył kilka świetnych interwencji, które okazały się kluczowe dla losów spotkania. - Myślę, że to była desperacja - przyznał po meczu Crosby, tłumacząc przyczyny zupełnie innej gry jego zespołu niż w przegranych meczach w Detroit, gdzie nie zdobyli nawet gola. - Byliśmy zbyt pasywni w poprzednich spotkaniach, ale dzisiaj wnieśliśmy do gry moc i właśnie tak się wygrywa - tłumaczył napastnik "Pingwinów" Ryan Whitney. Szósty mecz w sobotę również na tafli "Pingwinów". W tegorocznych play offach zespół z Pittsburgha wygrał każde z dziewięciu spotkań w Mellon Arena. Pittsburgh Penguins - Detroit Red Wings 3:2 (stan rywalizacji do czterech zwycięstw 2:1 dla Red Wings)