Broniąca trofeum Comarch Cracovia pokonała na własnym lodowisku GKS Tychy 5:4 po rzutach karnych. "Pasy" dwa razy potrafiły odwrócić losy tego spotkania. Najpierw ze stanu 0:2 wyrównały na 2:2, a potem z 2:4 na 4:4. Dwa ostatnie gole gospodarze strzelili w ciągu 16 sekund ostatniej minuty! - Przecież GKS Tychy to drużyna niezwykle doświadczona. Pokazaliśmy jednak, że niemożliwe jest niczym. Dokonaliśmy chyba małego cudu, może nawet takiego większego - stwierdził Laszkiewicz. - Zawsze gra się do samego końca, wycofaliśmy bramkarza i graliśmy w przewadze, ale przecież do ostatniej syreny pozostawało kilkadziesiąt sekund, a nam do remisu potrzebne były dwa gole! W takich sytuacjach trzeba mieć mnóstwo szczęścia i my je mieliśmy - dodał zawodnik Cracovii. Laszkiewicz był jednym z ojców poniedziałkowego zwycięstwa. Strzelił bramkę na 4:4, a potem wykorzystał decydujący rzut karny. - Jeden zawodnik nie wygra jednak meczu. Cała drużyna grała do samego końca i tu na indywidualności nie ma miejsca. Wszyscy dołożyli jakieś cegiełki do tego sukcesu. Wszyscy jesteśmy bohaterami! - powiedział "Laszka". - Wczoraj wygraliśmy, ale musimy o tym jak najszybciej zapomnieć i skoncentrować się na dzisiejszym meczu. Musimy zacząć lepiej grać pierwszą tercję, bo nie wiem, czym to jest spowodowane, ale nie jest ona najlepsza w naszym wykonaniu - dodał. Wtorkowy mecz ponownie odbędzie się przy ulicy Siedleckiego w Krakowie. Początek spotkania o 19.15. Transmisja w TVP Sport.