Jest wrzesień, a nas nie ma już w Europie. Po ubiegłorocznym eksplozji Legii i Wisły wracamy do normy i tendencji, która obowiązuje już od kilkunastu lat. Tym razem zabrakło i szczęścia, i nie było goli w dziewięćdziesiątych minutach. Brakuje nam atutów Ale prawda o naszej piłce, piłkarzach, jest jednak troszeczkę inna. Czym można wygrać mecz piłkarski? Albo klasą, wyszkoleniem, jakością piłkarzy, albo potrzeba przeciwnika zabiegać, mieć przewagę fizyczną i wytrzymałościową. My niestety nie mamy ani jednego, ani drugiego. Na jakość i umiejętności naszych piłkarzy w europejskich rozgrywkach na razie ciężko liczyć. Brak nam pieniędzy, koncepcji, dobrego skautingu i mądrych transferów, oczywiście nie u wszystkich. Czym my możemy więc się przebić do Europy? Recepta jest jedna - wybieganiem, siłą, szybkością, skocznością, kontrą, poświęceniem. Technika i umiejętności to tylko są cechy dodatkowe. Aby te cechy mieć, to trzeba na treningach zapier..., a nie płakać. Petrescu wiedział co robić Gdy Dan Petrescu na początku pracy w Wiśle, widząc mierne wyniki badań kondycyjnych piłkarzy - postanowił, że trzeba najpierw przez rok ciężko pracować, aby zawodników doprowadzić do średniego europejskiego poziomu pod względem motoryki, od razu uaktywniła się grupa płaczków i nygusów. Szybko zaczęła kablować i marudzić. Rumuński trener znalazł się w podobnej sytuacji, jak Lenczyk. Zadziałała stara zasada: "lepiej poświęcić jednego niż dwudziestu". I było pozamiatane. Pamiętam kilka jednostek treningowych z mojego starego, widzewskiego, zimowego okresu przygotowawczego. Na początek rozgrzewka, ćwiczenia w dwójkach, a potem 3 x 40 minut ciągłego biegu. Tempo w granicach 5 - 5.10 minut na kilometr. Ludzie się posmarkali, popluli, poklęli, ale nikt nie miał odwagi odpuścić. Były też zajęcia typu: 5 x 400 m, 10 x 400 m, 15 x 200 m i 10 x 100 m. I to wszystko w jednej jednostce treningowej. Zastosować dzisiaj taki trening, to kompletna mrzonka. Pewnie ktoś powie, że Boniek wymyśla i gada głupoty, a przecież dla poprawy naszej siły i kondycji były jeszcze ćwiczenia na schodach, wbieganie na nie z kolegą na plecach i do tego jeszcze przeklęte marszobiegi w górach. To tylko przykłady. W Spale koledzy z innych dyscyplin - przeważnie lekkoatleci, bo to wtedy byli nasi dobrzy kumple, mówili: "Ale gonicie! Kur..., my wam nie zazdrościmy". A dzisiaj piłkarze pobiegają 20, czy 30 minut po asfalcie i już płaczą. Na dodatek trenerzy mają mikrocykle, które już od pierwszego treningu są skoncentrowane na zajęciach z piłką. Wszystko odbywa się na boisku, bez kurzu, musi to dobrze wyglądać, żeby się ładnie sprzedawało w mediach, żeby ładnie wyglądało itd. Lenczyk, ciężki we współżyciu, ale mądry i doświadczony, gdy obejmuje klub, to od razu drużyna zaczyna zawsze robić postępy, ma tendencję wznoszącą. Dlaczego? Zaufanym Orest mówi: "Po co ja ich będę uczył grać w piłkę? Na to trzeba lat, a i tak nie wiem, czy się nauczą. Ale gdy ich dobrze przygotuję fizycznie, gdy będą więcej biegać od przeciwnika, to wyniki mogą przyjść szybko." Z Lenczykiem piłkarzom nie po drodze Nigdy się nie pomylił. Tylko że z Lenczykiem piłkarzom na dłużej jest nie po drodze. Stary, zgred, goni, smutny, krzyczy i wymaga. A dzisiaj to trzeba ludzi głaskać, trzeba umieć dobrze mówić, żyć dobrze z piłkarzami, dać im dużo odpoczywać, robić ciekawe treningi, żeby się nie znudzili. No i oczywiście nie za dużo gonić. Bieg ciągły to dziś w naszej piłce coś, czego się w ogóle nie praktykuje. Oczywiście, zrozumiałbym to, gdyby były efekty, ale ich kompletnie brak. Jeszcze jakoś to wygląda, gdy gramy między sobą, ale jeśli wychylimy się poza granicę, to pierwsi umieramy, pierwsi oddychamy rękawami, i nigdy nie wyglądamy na lepiej przygotowanych fizycznie, Polska piłka, aby mogła osiągnąć sukcesy, musi zacząć ciężko trenować. I to na wszystkich szczeblach. Proporcjonalnie, od najmłodszych już lat. Na szkoły ciężko w ogóle liczyć, bo tam nawet wf zaczyna być nieobowiązkowy. My, Polacy zawsze byliśmy mistrzami kontry, sprytu, wybiegania, wytrzymałości, to była zawsze nasza polska szkoła i tylko tym możemy w przyszłości zdominować rywali i wrócić do wielkiej piłki. Powinien to przewidywać także nasz polski model szkoleniowy. Chłopcy od 12 do 16 lat i nie tylko, oprócz normalnej metodologicznej pracy w okresie zimowym, powinni do upadłego dzień w dzień, rozgrywać mecze w salach gimnastycznych. Gra na tak małej przestrzeni, uczy naprawdę wszystkiego. Techniki, kontaktu z przeciwnikiem, gry pod pressingiem, gry z klepki, sprytu, szybkości, wytrzymałości, koncentracji. Tam zawsze jest się w grze. Zastanówmy się nad tym. Przestańmy tylko chuchać i dmuchać na naszych piłkarzy. Weźmy się do ciężkiej pracy i starajmy się zrobić to, co jest najcięższe - zmienić mentalność. Jeżeli tego nie zrobimy, to za chwilę znowu wróci Orest, weźmie przeciętnych kopaczy, przeczołga ich jak trzeba i zdobędzie kolejny tytuł, puchar, czy coś innego. Ale czy o to w tej zabawie chodzi? Zbigniew Boniek Zbigniew Boniek współpracuje z INTERIA.PL. Pisze u nas felietony, a także prowadzi swojego bloga "Spojrzenie z boku Zibiego". Zapraszamy do lektury! Kolejne teksty Zibiego już niebawem!Autor zainspirował INTERIA.PL do finansowego wspierania Bydgoskiego Zespołu Placówek Wychowawczych z ul. Stolarskiej 2.