Sezon 2003/2004 - Świt Nowy Dwór Mazowiecki za wszelką cenę chce się obronić przed degradacją. Właściciel klubu, Wojciech Sz. sięga - jak się wydaje - po ostatnią deskę ratunku. Zatrudnia "Narodowego", człowieka z pierwszych stron gazet. Janusz W. - kiedy starał się o posadę selekcjonera - cieszył się względami prezydenta RP, Aleksandra Kwaśniewskiego, a komentator TVP Dariusz Szpakowski w "Sportowej Niedzieli" zorganizował audiotele, które miało unaocznić, jak wielkim poparciem cieszy się szkoleniowiec srebrnych olimpijczyków z Barcelony. Parę lat od tego czasu minęło, ale dla właściciela Świtu, Wojciecha Sz. postać Janusza W. to było coś. W sezonie 2003/2004 najpierw zatrudniał Czecha Miroslava Copjaka, później Bogusława Pietrzaka, a także Władysława Stachurskiego. W końcu sięgnął po "Narodowego", który objął zespół 8. kwietnia 2004 roku. Pierwszy trening został wyznaczony na godzinę dziesiątą trzydzieści. Janusz W. po dziesiątej zajechał swoim srebrnym mercedesem do Nowego Dworu na ulicę Sportową 66 i pierwsze co zrobił, to zasiadł w gabinecie właściciela. Jedna kawa, druga kawa, minęła jedenasta... Wojciech Sz. w pewnym momencie powiedział: "Panie trenerze, drużyna już od czterdziestu minut czeka na pana w szatni". Tymczasem Janusz W. spokojnie otworzył notes, założył okulary na nos i odparł: "Panie, teraz to nie ma co trenować, teraz to trzeba dzwonić"... Tak, trzeba było dzwonić do "Fryzjera" i jemu podobnych.... Janusz W., prowadząc Świt, próbował ustawić osiem z dziewięciu meczów, w których ten zespół prowadził! Prokuratora wrocławska postawiła mu aż 11 zarzutów! "Narodowy", aby znaleźć się na wolności, musiał wpłacić rekordową kaucję - 500 tysięcy złotych. Korupcja w polskiej piłce była wszechobecna. Jednak przez PZPN była i - niestety - jest bagatelizowana. Były prezes związku, Michał Listkiewicz w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu - w trakcie procesu "Fryzjera" i Arki Gdynia - powiedział, że o korupcji w piłce dowiedział się z mediów... Mam nadzieję, że w najbliższym czasie będzie nabierał coraz większej wiedzy. Już w zbliżającym się tygodniu - 20 marca - jeden z ostatnich dni procesu Ryszarda F. i Arki Gdynia. Tego dnia będzie przemawiał obrońca "Fryzjera", profesor Piotr Kruszyński, kierujący na co dzień Katedrą Postępowania Karnego na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Na poprzedniej rozprawie, na której prokuratorzy Krzysztof Grzeszczak i Robert Tomankiewicz oskarżali i wnioskowali o kary, profesora Kruszyńskiego zabrakło. Na koniec rozprawy sędzia Wiesław Rodziewicz, prowadzący sprawę, powiedział: "Pojawia się medialna krytyka długości rozprawy, tyle że mecenas Kruszyński poinformował sąd, że termin 20 marca jest pierwszym możliwym, w którym może przybyć i dodajmy, że jedynym w najbliższym czasie". To ciekawe, podobnie jak sens przyjazdu tego prawnika do Wrocławia, skoro nie był łaskaw wcześniej uczestniczyć w rozprawach. Moi nauczyciele prawa z Wrocławia i Warszawy tak skomentowaliby postępowania profesora Kruszyńskiego: "O tempora, o mores!" ("Co za czasy, co za obyczaje!"). To słynne zdanie Cycerona, który już w I wieku przed naszą erę pomstował na korupcję...