To, na co odważył się Jose Mourinho przed starciem z Manchesterem City, przeszło wyobrażenia nawet tych, dla których jest człowiekiem zdolnym do wszystkiego. Katastrofalny start ligowy sprawiał, że portugalskiemu trenerowi Realu puściły nerwy do tego stopnia, iż publicznie zwrócił się przeciwko swoim piłkarzom. Trudno było jednak spodziewać się rewolucji w składzie na inaugurację Champions League. Tymczasem "Mou" zdecydował się na nią, ryzykując, że w razie kolejnej porażki będzie jedynym winowajcą. Rewolucja w składzie "Królewskich" Z jedenastki na mecz z mistrzem Anglii zniknął jeden z kapitanów Sergio Ramos zastąpiony przez francuskiego żółtodzioba Raphaela Varane. W stolicy Hiszpanii wywołało to szok. Nawet po zwycięstwie z City prasa alarmuje, że reprezentant Hiszpanii, jeden z największych ulubieńców Santiago Bernabeu, został potraktowany jak kozioł ofiarny, na którym skupiły się winy wszystkich innych. Ruch skrajnie ryzykowny, tym bardziej, że już kilka razy Ramos popadał w konflikt z trenerem, a jak wiadomo nie należy do piłkarzy o pokornym sercu. Ale Mourinho poszedł jeszcze dalej fundując drużynie ustawienie z trzema defensywnymi pomocnikami: Essienem, Xabim Alonso i Khedirą, co według większości kibiców Realu, jest poniżej godności królewskiego klubu. Trudno sobie wyobrazić jak wielkie byłoby wzburzenie w stolicy Hiszpanii, gdyby w doliczonym czasie gry Ronaldo nie odpalił długo oczekiwanego "tomahawka". Szykowny garnitur pal diabli. Kiedy najdroższy piłkarz świata zdobywał zwycięskiego gola w doliczonym czasie gry, wystrojony jak na bal "Mou" padł na kolana i przejechał kilkadziesiąt centymetrów po murawie. Nie przypominał najlepszego trenera na świecie, ale uczniaka delektującego się pierwszą wygraną w życiu. "To był mecz godny naszej historii" - powiedział z patosem na konferencji prasowej. Zaprzeczył, że istnieje konflikt między nim, a Sergio Ramosem, sam zawodnik też zachował zimną krew: pogratulował zwycięstwa kolegom i na koniec krzyknął: "hala Madrid". Ronaldo już nie jest smutny w Madrycie Był jeszcze jeden bohater tej historii. Podczas poprzedniego meczu na Santiago Bernabeu (ligowego z Granadą) Cristiano Ronaldo nie świętował zdobytych przez siebie goli, rzucając potem do dziennikarzy słowa: "jestem smutny". Media całego świata debatowały nad tym dwa tygodnie, powszechnie uważano to za przejaw nielojalności wobec klubu, przed starciem z City nie wiadomo było nawet, jak fani z Madrytu przyjmą swoją największą gwiazdę. Portugalczyk walczył jak lew, zdobył zwycięskiego gola szalejąc z radości tak samo jak jego trener. W strefie wywiadów dziennikarze zapytali Ronaldo, czy smutek go opuścił? "Nieważne jak czuję się ja. Najważniejsze, że kibice są zadowoleni. Dziękuję im za wsparcie" - powiedział. Dodał, że nie liczy się przeszłość, lecz teraźniejszość, a ta jest zwycięska, odpowiedział w sumie na trzy krótkie pytania i odszedł. <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-S-liga-mistrzow-faza-grupowa,cid,636,rid,1456,sort,I" target="_blank">Wyniki, terminarz, strzelcy bramek i tabele Ligi Mistrzów - sprawdź!</a> Wszystko to oddaje stan wielkiej pasji, jaka skumulowała się w Realu już na starcie sezonu. Gdy dodać do tego przebieg meczu z City, w którym angielski rywal dwa razy prowadził, a Kolarow zdobył gola na 2-1 w 84. min, dramat jest pełny. Takiego zwycięstwa potrzebował najbogatszy klub na świecie, takiego triumfu pragnął najlepiej opłacany trener, o takim golu musiał marzyć najdroższy piłkarz w historii. Ich sny spełniły się już na inaugurację Ligi Mistrzów. Może nawet trofeum najbardziej upragnione ze wszystkich, znalazło się po 11 latach w drodze powrotnej do Madrytu? Tak jak bohaterem stolicy Hiszpanii został Ronaldo, tak Robert Lewandowski ocalił szanse Borussii. To już trzeci sezon, w którym klub z Dortmundu nie potrafi potwierdzić swojej klasy w rywalizacji europejskiej. W Bundeslidze zwycięża hurtowo dominując rywali bezdyskusyjnie. Tymczasem piękny, kombinacyjny styl ginie po przekroczeniu granicy (umownie, bo mecz z Ajaksem był akurat w Dortmundzie). Lewandowski zbawcą Borussii Wczoraj Borussia po raz kolejny wypadła słabo w Champions League, a symbolem jej bezradności był zmarnowany rzut karny przez Matsa Hummelsa. Zwycięstwo nad Holendrami było jednak obowiązkowe, jeśli mistrz Niemiec chciał zachować cień szansy w rywalizacji z Realem i Manchesterem City. Zbawcą okazał się Lewandowski, który na trzy minuty przed końcem dokonał rzeczy wielkiej. W polu karnym przepchnął się do piłki zza obrońców, nie pozwolił jednak sobie na strzał rozpaczy, ale zachował zimną krew, by ograć ostatniego przeciwnika i dopiero wtedy wpakować ją do siatki. Kiedy w ostatnim meczu kadry z Mołdawią, napastnik z Dortmundu snuł się po boisku, wielu polskich fanów wściekało się na Waldemara Fornalika, że nie miał odwagi zastąpić go kimś innym. Odpowiedź dał im Juergen Klopp, który w meczu z Ajaksem trzymał na boisku do końca dalekiego od szczytu formy Polaka. Nawet w takiej sytuacji jest to gracz zdolny rozstrzygać losy ważnych meczów. Czy gol Lewandowskiego i zwycięstwo nad Ajaksem będzie przełomem w sposobie gry zespołu z Dortmundu? Jeśli nie, drużyna trzech Polaków nie ma szans na awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Dariusz Wołowski <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2385454" target="_blank">Porozmawiaj o artykule na blogu Dariusza Wołowskiego</a>