Niestety, sprawy korupcji w naszej piłce, doprowadziły do paradoksalnej sytuacji, bowiem już nikt w społeczeństwie nie uwierzy w przegraną faworyta po sportowej walce, lub niezamierzonej pomyłce sędziego. Jedynym ratunkiem jest złapanie winnych na gorącym uczynku i przykładne ich ukaranie. Chociaż z tym ukaraniem to różnie bywa, a dobitnym przykładem w tym temacie jest fakt, iż prokuratura wrocławska prowadzi już od dawna-albo i jeszcze dłużej-sprawę kupienia meczu pomiędzy Zagłębiem a Polarem , co prowadzi do jedynego wniosku, że... zainteresowani (obydwa kluby , PZPN i Organa Ścigania) czekają na przedawnienie, a wówczas "smrodliwy problem" rozejdzie się po kościach, czyli sam się rozwiąże. Podobnie ma się sprawa z arbitrami i nim przejdę do konkretnych wniosków podam kilka przykładów bezkarności "czarnych rozprowadzaczy". Podczas przerwy w meczu Ruch - Widzew, arbiter Łukasz Bartosik powiedział do trenera Jurka Wyrobka: "Jak nie zdejmie pan Mosóra, to Was wykartkuje". Efekt Piotr Mosór grał do końca, natomiast "gwizdek" odesłał do szatni w ciągu paru minut dwóch (Michała Smarzyńskiego i Mariusza Śrutę) graczy "Niebieskich" , chwilę później, Widzewiacy strzelili dwa gole i wynik został ustalony (3:1). By zrównoważyć "czerwone krzywdy" wyrządzone Ruchowi, JAŚNIE WIELMOŻNY PAN SĘDZIA, wykartkował - też praktycznie za nic - Widzewiaka, Damiana Świerblewskiego, ale była to już tylko przysłowiowa musztarda po obiedzie. Kolejne, świeże jak bułeczki przypadki miały miejsce w Gdyni i Włocławku. Podczas meczu Arka - Mława , a właściwie już po regulaminowym czasie, arbiter podyktował śmieszny (nawet fanów Arki rozbawił swoją decyzją) rzut karny, który zapewnił gospodarzom trzy punkty. Natomiast na boisku Kujawiaka, goście, a konkretnie czterech piłkarzy ŁKS-u ujrzało osiem żółtych kartoników , co w konsekwencji spowodowało, że sędzia przerwał spotkanie z powodu... i tu jest kolejny problem, bowiem jedni twierdzą, że dlatego, iż łódzki zespół został zdekompletowany, natomiast drudzy wmawiają nam, że sędzia w obawie o własne życie (ponoć "ełkaesiacy" mu grozili) salwował się ucieczką do szatni. Tym konkretnym dwóm wydarzeniom niezłego - smrodliwego - smaczku dodają pogłoski w skopanym środowisku, o tym, że ogromne zainteresowanie meczami Kujawiaka i Arki przejawia słynny przed laty wroniecki fryzjer, którego, bez przesady można nazwać prekursorem wspaniałej "współpracy" gwizdków z działaczami klubowymi. Nie inaczej jest w ekstraklasie , a najbardziej spektakularne "czarne wydruki" to: Piotr Siedlecki podczas meczu Zagłębie - Legia nie widzi jak Jakub Rzeźniczak przytrzymał - w polu karnym - za koszulkę zawodnika gospodarzy - za co należy się rzut karny. Koleiny mecz z udziałem Legionistów, tym razem w Krakowie. Tomasz Mikulski zachowuje się niczym "Steve Wonder" i nie dostrzega ewidentnego faulu Wojciecha Szali - również w "szesnastce" - na Marcinie Bojarskim. Dyskobolia - Wisła Płock arbiter Antoni Fijarczyk zinterpretował męskie, ale jak najbardziej czyste starcie pomiędzy Marcinem Wasilewskim, a Radimem Sablikiem jako brutalny faul i z tak zwanego kapelusza, podyktował jedenastkę. Takich wyliczanek można robić w nieskończoność, ale obawiam się, że będzie to tylko strata czasu, bowiem szef sędziowskiego wydziału PZPN jest święcie przekonany, ba wmawia nam wszystkim, że polscy sędziowie nie są tacy źli, a tylko szakale, czyli dziennikarze ciągle węszą w temacie "czarnych". W związku z tym mam pytanie do prezesa Polskiego Kolegium Sędziów, Janusza Hańdereka, skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Mam tu na myśli "udział" naszych gwizdków w mistrzostwach Świata, Europy, czy ważnych meczach Ligi Mistrzów i pucharu UEFA. Nie czarujmy się, nasi "międzynarodowi wygwizdywacze" sędziują - z tak zwanego klucza - spotkania typu Hiszpania - Andora, bądź Anglia - Wyspy Owcze, w których wynik można z góry przewidzieć i nawet kilka błędów nie spowoduje wypaczenia wyniku, bowiem faworyci i tak zwyciężą. Natomiast w meczach równorzędnych przeciwników i o ogromną stawkę , sędziowie są wyznaczani na podstawie rankingu - z dotychczas prowadzonych spotkań - na którym trudno znaleźć polskie nazwiska. Niestety, ta smutna prawda jest obca decydentom spod znaku PZPN, co w konsekwencji doprowadziło do paradoksalnej sytuacji w której sędziowie stali się przysłowiowymi świętymi krowami, na które jeśli ktoś powie coś niezgodnego z tendencjami (tylko i wyłącznie pozytywne spojrzenie) obowiązującymi w Wydziale Sędziowskim, to natychmiast zostaje ukarany przez Wydział Dyscypliny PZPN. Mam nadzieję, że ja nie zostanę potraktowany przez WD, jak prezes Cracovii karą 1000 zł za podważanie kompetencji sędziowskich (a tak na marginesie, to kara ta jest jak najbardziej słuszna, bowiem jak pan prezes mógł podważać coś, czego nie ma w polskiej piłce?) , oraz Maciej Żurawski (bogatszy klub, to i kara wyższa - 3000 złociszy), za obraźliwe wypowiedzi pod adresem gwizdka - ciekawe jakie, ponieważ nawet rynsztokowe słownictwo jest za delikatne na określenie tego co podczas wielu spotkań, wyprawiają nasze futbolowe "czarnuchy". Zatem, czy jest szansa, aby coś zrobić by zmienić ten jakże niekorzystny dla całego środowiska wizerunek polskiej futbolowej temidy? Moim zdaniem są trzy sposoby zminimalizowania (o wyeliminowaniu w naszej rzeczywistości nie ma nawet co marzyć) tego problemu. Pierwszy, który powinien dotyczyć również piłkarzy - punktowych sprzedawczyków - to zakup kontrolowany i natychmiastowa, jak to miało w Niemczech, dożywotnia dyskwalifikacja nieuczciwego zawodnika i sędziego. Natomiast druga, bardziej perspektywiczna, to posezonowy , tajny ranking prezesów klubów ligowych, po którym to okupujący dwie ostatnie pozycje, sędziowie byliby na jedną rundę "odstawiani od koryta" i jeśli po powrocie z odstawki, ponownie (w wyniku następnej klasyfikacji) znaleźli by się na miejscu spadkowym, to Związek podziękował by im za... społeczną pracę, bo póki co to nie ma jeszcze (a szkoda) u nas, zawodowych arbitrów. Trzecia dotyczy "starszych kolesi", czyli tak zwanych kwalifikatorów. Niedopuszczalne jest, by kwalifikatorzy byli jawni i paradowali, niczym panienki na wybiegu, po obiekcie sportowym - oczywiście obowiązkowo odwiedzając sędziowską szatnie. Doszło do tego, jak opowiadał mi jeden z kierowników drużyny - opiekujący się gwizdkami - że niektórzy arbitrzy otwarcie mówią: pomogę waszej drużynie, ale pod warunkiem, że załatwi mi pan, dobrą notę od kwalifikatora. Jan Tomaszewski W związku z obraźliwymi tekstami komentarzy dotyczących felietonów Jana Tomaszewskiego, uprzejmie informujemy, że nie będziemy publikowali anonimowych komentarzy w których zamiast merytorycznej dyskusji, będą zawarte wyzwiska, pogróżki i obraźliwe epitety pod adresem naszego współpracownika. Jeśli ktoś z zainteresowanych czuje się pokrzywdzony tekstem Jana Tomaszewskiego, ma prawo dochodzić sprawiedliwości drogą prawną. Jednocześnie informujemy, że zamieścimy każdy, nawet najbardziej drastyczny komentarz, ale pod warunkiem uprzedniego sprawdzenia danych osobowych autora, by pan Jan Tomaszewski mógł dochodzić swoich praw w sądzie powszechnym.