Od ostatniego poważnego sukcesu polskiej piłki reprezentacyjnej minęło już tak wiele czasu, że dotykają nas omamy i zwidy. Co rusz w kimś widzimy nowego Bońka albo Deynę. Na topie ostatnio są młody lechita Dawid Kownacki, legioniści Michał Żyro, czy Miroslaw Radović. Nie bacząc na to, że w wypadku Miroslava to nawet niemożliwe (zagrał w młodzieżówce Serbii, co go przekreśla dla innego kraju), chcemy tych chłopaków na siłę ciągnąć do kadry Adama Nawałki i mocno przy tym walimy pięścią w stół: "To będzie najlepsza ‘dziesiątka’ polskiej piłki". Jeszcze dwa lata temu tą najlepszą "dziesiątką" miał być Rafał Wolski. Skończyło się tak, że najpierw doznał kontuzji, a później usiadł w rezerwie Fiorentiny. I tak to już z naszymi piłkarzami jest. Za wyjątkiem nielicznych, ci, którzy wyjadą do mocniejszej ligi, cofają się w rozwoju, nie potrafią się odnaleźć. Powtarzał Leo Beenhakker, a później prowadzący Orłów Franz Smuda mówił to samo: - Nie wyciągajcie zbyt daleko idących wniosków o przydatności kogoś do międzynarodowej piłki, na bazie jego występów w Ekstraklasie. Nic to nie dało. Wielu wciąż ma wizję, zgodnie z którą - bazując na zawodnikach z Ekstraklasy - Nawałka podbije świat, a przynajmniej Europę. Smutne jest to, że nie uczymy się na błędach. Rok temu, w przegranej batalii eliminacyjnej z Ukrainą, na Stadionie Narodowym, wystąpił Daniel Łukasik. Był ogrywany, jak niemal wszyscy, nie przeszkodziło to jednak niektórym w głoszeniu tezy: "Oto defensywny pomocnik, który zabezpieczy tę pozycję kadrze na lata!". To było chciejstwo, które życie brutalnie zweryfikowało. Łukasik dziś rzadko mieści się w Legii. Kolejnym zbawicielem kadry miał być Dominik Furman. Problem w tym, że po wyjeździe do przeciętnego klubu we Francji (FC Touluse) zajmuje się głównie trenowaniem, ale nie grą! Teraz czytam, że sympatyczny Radović powinien w te pędy trafić do reprezentacji i z pewnością ją zbawić. Trzeba oddać Miroslavowi, że jest jednym z najlepszych obcokrajowców w naszej lidze, ale to nie czyni z niego jeszcze piłkarza "international level". Ogrywać z dziecinną łatwością grającego szósty mecz w życiu na stoperze Michała Nalepę to nie to samo, co radzić sobie z rasowymi obrońcami. Takich mieli chociażby w Molde, czy Steaule Bukareszt, z którą Legia i Radović rozłożyli ręce. Poza tym, nikomu nie daje do myślenia fakt, dlaczego przez osiem lat, jakie "Rado" spędził w naszym kraju, nie znalazł się żaden chętny na jego usługi z jakiegoś kraju, w którym nie tylko lepiej płacą, ale i lepiej grają? Dlatego życzmy Mirowi wszystkiego najlepszego, awansu z Legią do Ligi Mistrzów, ale z występami w reprezentacji Polski dajmy mu spokój. Pamiętajmy o tym punkcie odniesienia. Dopóki słabi grają ze słabymi w naszej lidze, to ta zabawa jeszcze fajnie wygląda. Ale latem, gdy zaczynają się europejskie puchary, wraz z nimi przechodzimy brutalną na ogół weryfikację.