Dla polskich piłkarzy Euro się skończyło. Kibice nie mogą dalej marzyć. To mógł być najlepszy i najważniejszy tydzień w historii polskiej piłki. Każdemu śnił się mecz Polska - Niemcy w Gdańsku. A tu nic, stało się. Stało się. Nie wygraliśmy żadnego meczu. Szanse były do końca i to nas nakręcało. Była "polska fala" całego społeczeństwa. Wierzyliśmy, że się uda. Wirtualna siła udzieliła się nam wszystkim. Jednak rzeczywistość obnażyła nasze braki. Jak mówił Wasilewski, "po prostu daliśmy dupy" - to najlepsze i najprostsze określenie. Społeczeństwo przyjęło to spokojnie i wcale nie oczekuje linczu trenera czy drużyny. Wręcz przeciwnie. Jest wyrozumiałe i podziękowało wszystkim. Bałagan robią sami piłkarze i trener. Zamiast pojechać i odpocząć, zaczęli składać deklaracje, obietnice i wygłaszać puste słowa. Afera biletowa nie ma żadnego połączenia z wynikami i wyciąganie jej w takim miejscu i czasie to jakieś nieporozumienie. Tak samo jak wywiad naszego kapitana w "Przeglądzie Sportowym" zatytułowany: "To, co zrobił PZPN, jest skandalem". To tak samo jakby Mateusz Borek powiedział, że to co robi Zygmunt Solorz (jego pracodawca), to skandal. PZPN płaci piłkarzom i jest właścicielem tej drużyny, atak po końcowej porażce jest dla mnie absolutnym samobójem. Wiadomo, że trener to najsłabsze ogniwo po każdej porażce, wszyscy są przeciwko niemu. Franka mi szkoda, trudno jednak zrozumieć wszystkie jego decyzje. Rybus miał być wielką niespodzianką tego Euro, ale nie było nawet zmiany powrotnej. Raz zdjęty, przestał po prostu istnieć. Przykładów jest wiele. Ale Franek po męsku powiedział "basta!", że dajmy sobie spokój z krytyką. Nie rozumiem tylko tych buńczucznych stwierdzeń i wywiadów, że wszystko było pięknie, żadnego błędu, że wszystko było dokręcone perfekcyjnie i są podstawy do optymizmu. To jest optymizm. A dlaczego? Czy porażka kiedykolwiek może być optymistyczna? Zajęliśmy czwarte miejsce, czyli ostatnie. Piątego w grupie zająć się nie dało. Gorzej, niż to co było na Euro, być nie może. Nie wygraliśmy żadnego meczu. Nie graliśmy żadnej wielkiej piłki. Oczywiście było serducho, wątroba i na tym się skończyło. Reszta to była naprawdę blada rzeczywistość. Co dalej? Kto trenerem? Jaka strategia? Kto o tym będzie decydował? Lato sam się publicznie podał do dymisji ("jak nie wyjdziemy z grupy, to mnie nie ma"). Czy może on myśleć o rzeczywistości i o przyszłości, która może go w ogóle nie dotyczyć? No cóż, w polskiej piłce wszystko jest możliwe. Właśnie gdy piszę te słowa, to widzę w telewizji już lekko podbudowanego Franka, który mówi, że zostawia wspaniałą, gotową drużynę i chciałby z nią znowu walczyć o mundial. Tak samo słyszę deklaracje Laty, który nie przypomina sobie pewnych stwierdzeń, które podobno miał wypowiedzieć na jesieni zeszłego roku. Jak to wszystko w naszym polskim piekiełku - wszystko jest możliwe, będziemy się przyglądać, zobaczymy, zabawa jeszcze się nie skończyła. *** Zbigniew Boniek współpracuje z INTERIA.PL. Pisze u nas felietony, a także prowadzi swojego bloga "Spojrzenie z boku Zibiego". Zapraszamy do lektury! Kolejne teksty Zibiego już niebawem! Autor zainspirował INTERIA.PL do finansowego wspierania Bydgoskiego Zespołu Placówek Wychowawczych z ul. Stolarskiej 2.