Kilka lat temu często emitowana reklama spowodowała, że hasło z niej weszło do życia codziennego. Mój kolega Andrzej witał innego kolegę: "Bogdan mówi Bankowy" doprowadzając go w końcu w ten sposób do szału. Nowa wersja tego hasła powinna brzmieć: "Orest mówi uczciwość" i dotyczyć powinna słynnego trenera Oresta Lenczyka. Ten szkoleniowiec jest jednym z ostatnich rycerzy w polskiej piłce, którzy są czyści jak łza. Na Oreście nie ma nawet cienia podejrzenia o ustawiony mecz, kopertę wręczoną sędziemu, próbę załatwienia czegokolwiek poza boiskiem, czy salą ćwiczeń. Teoretycznie, poza zdobytym z Wisłą Kraków tytułem w 1978 roku, pan Orest nie doprowadził już nikogo do krajowego mistrzostwa. To jednak wielkie uproszczenie. Chociażby dlatego, że w tytule zdobytym przez "Białą Gwiazdę" w 2001 roku położył 50, a może nawet 70 procent zasług. Gdy został zwolniony przez zmowę kilku piłkarzy na wiosnę, zostawił drużynę na pierwszym miejscu z trzypunktową przewagą nad Legią i Pogonią. Dzieła doprowadzenia ekipy na metę na pierwszej pozycji dopełnił Adam Nawałka. Równie ważne, jeśli nie ważniejsze jest to, że Lenczyk potrafi doprowadzić piłkarza do innego mistrzostwa, zwanego inaczej szczytem dyspozycji. Przykłady? Duet Radosław Matusiak - Łukasz Garguła w PGE/GKS Bełchatów, czy odbudowa fizyczna i psychiczna Przemysława Kaźmierczaka, a także Sebastiana Mili w Śląsku Wrocław. Poza Bełchatowem Matusiak ani Garguła nie zbliżyli się do tego, co prezentowali pod skrzydłami pana Oresta. Mistrzostwa Polski ową wiosną 2007 roku jednak nie zdobyli, w przedostatniej kolejce wyprzedziło ich Zagłębie Lubin. W ostatniej, działy się dziwne rzeczy. Pewnie pamiętacie ten mecz Zagłębia na Legii. Nieprzyznany karny gospodarzom, w efekcie wygrana gości i tytuł w ich rękach. Ostatnio sprowokował Lenczyka widz ze stacji Orange Sport Info wspominając końcówkę sezonu 2006/2007. - Jeśli Bełchatów nie zdobył mistrzostwa Polski, to uważam, że wicemistrzostwo zdobył w jak najbardziej sportowy sposób. Czasem trzeba poczekać kilka lat, aby się dowiedzieć prawdy - skwitował Orest Lenczyk. Ja też będę trzymał kciuki za to, żeby się wszystko wyjaśniło. Orest Lenczyk może i ma trudny charakter, nie zawsze z każdym mu po drodze, ale na pewno ma czyste ręce. W 1978 roku Wisła i Kraków okazały się za małe dla twardorękiego trenera i bodaj najlepszego piłkarza "Białej Gwiazdy" - Antoniego Szymanowskiego. W efekcie konfliktu ten drugi przeniósł się do Gwardii Warszawa. We wspomnianym 2001 roku metody trenera nie przypadły do gustu trzęsącym wówczas wiślacką szatnią Radosławowi Kałużnemu, Maciejowi Szczęsnemu i Ryszardowi Czerwcowi. Wisła była na prostej drodze po mistrzostwo Polski, lecz niespodziewanie przegrała 0-3 w Łodzi z broniącym się przed spadkiem Widzewem, a pan Radosław na początku II połowy wyleciał z boiska z czerwoną kartką. Lenczyk zapowiedział kary finansowego i zawnioskował o nie do zarządu. "Niektórym piłkarzom zabrakło ochoty do gry i waleczności. Nie wywiązali się ze zobowiązań kontraktowych i dlatego będą ukarani. Musimy działać szybko, by nie było za późno" - powiedział trener po blamażu w Łodzi. Efekt próby zdyscyplinowania szatni był taki, że w następnej kolejce zespół prowadził już inny trener - Nawałka. Świeży, żywy jeszcze przykład na to, że metody Lenczyka nie wszystkim się podobają, to jego nagłe odejście z Cracovii. W czerwcu 2010 roku okazało się, że trener nie mieści się w ładzie korporacyjnym prof. Janusza Filipiaka. Wisła do mistrzostwa dobrnęła, ale przez to, że warunki gry pozwoliła dyktować szatni, przegrała niejedną kluczową batalię w następnych sezonach. Tymczasem Lenczyk, choć jest najstarszym trenerem w lidze (ma 68 lat), ciągle znajduje uznanie w środowisku i nowych pracodawców. <a href="http://michalbialonski.blog.interia.pl/?id=2023260">Zobacz inne teksty i dyskutuj na blogu Michała Białońskiego</a> Orest Lenczyk napomina trenera Pasiekę, by nie przechodził z nim na "ty":