Szczęście w sporcie ma to do siebie, że w ogólnym rozrachunku jest sprawiedliwe. Raz sprzyja jednym, a raz drugim. W majowych derbach na stadionie Hutnika w cudownych okolicznościach Cracovia wyrównała na 1-1 zapewniając sobie utrzymanie, a Wiśle odbierając mistrzostwo Polski. Teraz w ostatnich sekundach gola na 0-1 strzelił Marokańczyk z holenderskim paszportem Nourdin Boukhari. - Allah akbar! Allah akbar! - zwracał się z podzięką w kierunku niebios Boukhari po końcowym gwizdku sędziego. Teraz przy Reymonta nie będą go już pewnie nazywać "synem trenera" (Boukhariego, nie Allaha). Po majowych derbach piłkarze "Pasów" fetowali w szatni śpiewając: "Mistrz, mistrz Kolejorz!". Nic mi na ten temat nie wiadomo, by tym razem z szatni Wisły niosło: "Druga liga, druga liga, Cracovia!". Fakty są smutne dla najstarszego polskiego klubu, jak i dla wielbicieli pozytywnych emocji podczas Wielkich Derbów Krakowa: majowe spotkanie Wisła - Cracovia będzie najpewniej ostatnim derbowym na dłuższy czas. "Pasy" musiałyby wygrywać z regularnością nowego mistrza Polski, by uchronić się przed degradacją. Na konferencji przedderbowej rzecznik Wisły Adrian Ochalik wyraził nadzieję, że tym razem spikerowi przejdzie przez gardło "nazwa klubu, który zdobył dwunastokrotnie mistrzostwo Polski". Poruszyły mnie te słowa do tego stopnia, że z uwagą śledziłem pracę spikera. I wiecie co? Facet przez ponad dwie godziny tworzył różne słowne kalambury w stylu "oto skład naszego dzisiejszego rywala", "zawodnik drużyny Roberta Maaskanta z numerem 7" itp., ale "Wisła" nie powiedział ani razu! Nasz drogi spiker nieźle wywiązywał się z zadania zagłuszania bluzgów, które spływały na wiślaków przez 70-80 procent czasu trwania dopingu, ale trudno zrozumieć na czym polega lęk przed wypowiedzeniem "Wisła"? Czy to coś w rodzaju: "Jak wypowiesz Wisła, to zginiesz w ciągu trzech dni, a w najlepszym razie spadnie na ciebie klątwa"? Dziwne unikanie nazwy derbowego rywala miało miejsce także na plakatach reklamujących to wielkie sportowe święto. "Cracovia zaprasza na 182. derby Krakowa". Nawet drobnym maczkiem nie zmieściła się nazwa przeciwnika. Wyobraźcie sobie, że wysiadacie z samolotu, przylatujecie z Anglii, Irlandii, USA, nie znacie swojskich klimatów, ale lubicie futbol i z chęcią byście na ten mecz derbowy poszli. Pierwsza myśl jest taka: "Z kim ta Cracovia do ciężkiej cholery gra i dlaczego to nie jest napisane?" Wyobrażacie sobie zaproszenie do kina w stylu: "Ostatnia produkcja braci Wachowskich!", bez podania tytułu "Matrix"? Ci którzy pamiętają obecność na trybunach świńskich łbów w barwach Wisły, lecące kości na murawę, chuliganów w kamizelkach ochroniarzy stojących kilka metrów za bramką i wyzywających golkipera Wisły (jest dziś rzecznikiem zaprzyjaźnionej Polonii Warszawa), a także spikera intonującego: "Buda, buda, łańcuch pies, oto cała Wisła GTS!" powiedzą, że i tak jest postęp. W sporcie jednak można się nie lubić, ale nawet wtedy trzeba się szanować i o tak fundamentalnych sprawach, jak nazwa, imię, nazwisko rywala pamiętać. Dyskutuj na blogu Michała Białońskiego