Wymęczone 1:1 ze Słowenią stawia nas w trudnej sytuacji w eliminacjach do MŚ 2010 r. Jeszcze nie wystawiliśmy nosa za Polskę, jeszcze nie zdążyliśmy się zmierzyć z groźniejszymi od Słoweńców Słowakami i Czechami, a już na koncie brakuje nam dwóch punktów. We Wrocławiu po raz pierwszy kibice nie śpiewali słynnego "Leo! Leo!". Domagali się za to od selekcjonera lepszej gry (tę, jaką prezentowały Orły, kwitowali gwizdami) i zmian personalnych w kadrze (skandowanie nazwiska Ebiego Smolarka). Problem w tym, że ci, którzy byli na murawie, nie wyglądali na takich, którzy by umierali za ...Beenhakkera? Nic głupszego - za reprezentację, za awans do MŚ. Były wyjątki. Zwijający się jak w ukropie Łukasz Fabiański, a zwłaszcza Jakub Błaszczykowski. Dwóch na 14, którzy wzięli udział w meczu, to jednak za mało. - Nie obiecam wam, że oni wygrają, ale mogę was zapewnić, że ci piłkarze będą walczyć do końca z pełnym poświęceniem - podkreśla przed każdym meczem o punkty Beenhakker. Podkreślał to również we Wrocławiu. Tym razem chyba się jednak pomylił. Trudno było odnieść wrażenie, że kadra gra o wygraną, jak o życie. - Za czasów Leo reprezentacja zagrała świetny mecz z Portugalią w Chorzowie, wygrany 2:1. To był nowoczesny futbol i należało się spodziewać, że Leo pójdzie z kadrą w tym kierunku. Tak się jednak nie stało, bo w kolejnych meczach, nie mówiąc o tym ze Słowenią, kadra nawet nie zbliżyła się do poziomu, który zaprezentowała w meczu z Portugalczykami - kręcił głową w programie "Cafe futbol" Polsatu Sport znawca tematu nie lada, Franciszek Smuda. - Nie widziałem u naszych piłkarzy radości z gry, ducha walki. U mnie czasem mogą przegrać, grunt żeby na boisku tworzyli widowisko, cieszyli się piłką. W reprezentacji tej radości nie ma - dodał szkoleniowiec Lecha Poznań. Trudno się z tą opinią nie zgodzić. W meczu ze Słowenią naprawdę brakowało ducha walki. Faktycznie, gdzieś uleciał. A przecież słynny z wypowiedzi Beenhakkera "team spirit" był najsilniejszą stroną reprezentacji Polski w walce o Euro 2008. Mieliśmy jeden wyjątek - mecz z Finlandią w Bydgoszczy. Przegrany, bo piłkarze nie pokazali tego elementu. Parę dni później w starciu z Serbią już mieli znowu "team spirit". Wystarczyło kilka trafnych zmian w składzie. Może teraz holenderskiemu szkoleniowcowi uda się obudzić ducha walki? Leo na razie narzeka na pecha. Na kontuzję Pawła Brożka. Trudno jednak spodziewać się, by nawet zdrowy "Brozio" uratował reprezentację, która ma olbrzymie kłopoty ze stwarzaniem zagrożenia dla bramki rywala. Trzeba ratować drugą linię, a nie tylko atak. Główny kreator w planach Beenhakkera - Roger - jest tylko cieniem piłkarza z finałów Euro 2008. Zawodzi w Legii, zawiódł też w sobotę we Wrocławiu. Najwyraźniej ciężko mu zbudować drugi szczyt formy w ciągu dwóch-trzech miesięcy. Tymczasem spośród rodowitych Polaków szalenie ciężko wskazać następcę Mirosława Szymkowiaka. Mógł być nim Radosław Majewski, ale afery alkoholowej ze Lwowa nikomu - zwłaszcza jemu - nie trzeba przypominać. Jest jeszcze Łukasz Garguła, lecz on jest jednak kontuzjowany, a poza tym w żadnym meczu na poziomie międzynarodowym jeszcze się nie sprawdził. Wśród playmakerów mamy pustynię. Nie przez przypadek najlepszy polski klub ostatnich lat - Wisła Kraków - ściągnął, i to aż za 700 tys. euro, Tomasza Jiraska z Czech. Rzecz jasna Beenhakker wykorzystać go nie może. Michał Białoński