Sformułowanie "zaniechanie zwalniania" to w tym wypadku określenie mniej trafne, niż "ułaskawienie". Przecież Marcin Sasal - decyzją zarządu - we wtorek był już odsunięty od zespołu, trening za niego poprowadził Marcin Gawron. Ten niefortunny ruch z pewnością był sygnałem dla szatni: "Dni naszego treneiro są już policzone, więc nie warto za niego umierać". Zatem "psucie" zostało już rozpoczęte i nie naprawi go środowa wypowiedź prezesa. Piłkarze, to zbyt cwany naród, by ulegać tego typu frazesom. Nie nabierają się nawet na "numery" zarządów w stylu ogłaszanie pod publiczkę wotum zaufania dla szkoleniowca, którego głowa jest już niemal ścięta. Korona jest jedyną w Ekstraklasie spółką z większościowym kapitałem miejskim i - co istotne - zarządzaną przez ludzi z magistratu. Miejska jest także Cracovia, ale sprytnie spisany statut gwarantuję pełną władzę mniejszościowemu udziałowcowi prof. Januszowi Filipiakowi i jego firmie Comarch. O ile finansowo-organizacyjnie w Kielcach mechanizm działa nieźle (piłkarze mają pensje na czas, a to już w Polsce nie jest codziennością), to zarządzanie częścią sportową kuleje i kuleć musi. Prezesem klubu jest Chojnowski, czyli dyrektor Wydziału Kontroli i Audytu Wewnętrznego magistratu, a swoje kluczowe decyzje musi konsultować z prezydentem Wojciechem Lubawskim, który jest świetnym fachowcem, ale z dziedziny budownictwa. Żaden z nich z profesjonalnym sportem jeszcze do niedawna nie miał nic wspólnego i nie zna się na nim. Nie dziwmy się zatem, że Korona przechodzi takie kłopoty. A to karuzela trenerskich zmian kręci się w niewłaściwym momencie i nie zawsze w tę, co trzeba stronę, a to nie ma kto przeprowadzić klub suchą nogą i z nadmiernie nie nadszarpniętą kasą przez bagno menedżerskich układzików i układów. Sensowniej i w ogólnym rozrachunku taniej by wyszło zatrudnienie do kierowania częścią sportową fachowca, jakiego od momentu odejścia w grudniu 2006 roku Piotra Burlikowskiego "Złocisto-krwistym" brakuje. Natomiast od niedawnego urlopowania Jarosława Niebudka w Koronie nie ma nawet dyrektora sportowego. Nie dziwmy się zatem, że w Kielcach rosną takie "kwiatki", jak odejście i to za darmo, tuż przed startem rundy wiosennej kapitana zespołu. O Nikoli Mijailoviciu można mówić wiele, że jest niesforny, że czasem pozwala sobie na zbyt wiele, ale na pewno charyzmy mu nie brakuje i to on nadawał charakteru zespołowi. Bez Serba Korona jest jak dzieci we mgle. Dziś w Kielcach plują sobie w brodę, że poprzedni zarząd dał Nikoli klauzulę zezwalającą na odejście w dowolnym momencie bez kwoty odstępnego! Ale to przez bałagan wywołany brakiem odpowiedzialnego i profesjonalnego zarządcy częścią sportową spółki i tak koło się zamyka. Ale najłatwiej znaleźć kozła ofiarnego na ławce trenerskiej... Dyskutuj na blogu Michała Białońskiego