Emocjonujące mecze chłopców Wenty zakończone zdobyciem brązowych medali spowodowały, że zawirowało nam w głowach. Popisem błyskotliwości prezenterów telewizyjnych i polityków jest już szermowanie nową jednostką czasu - Wentą, a gazety próbują zrobić furorę przedrukiem z chorwackiej bulwarówki, która sfotografowała i ogłosiła światu jak to żonaty Mariusz Jurasik całuje w tańcu tajemniczą blondynkę. W ten sposób piłka ręczna stała się oczkiem w głowie każdego szanującego się medium. Modny stał się żart, w którym żona mówi do Wenty: "Bogdan, wyłącz kuchenkę - mleko już kipi". On jej odpowiada: "Spokojnie, mamy dużo czasu". Sęk w tym, że z dnia dzień o szczypiorniaku będzie coraz ciszej. Jak ruszy szara liga, wszyscy - poza Kielcami, Płockiem, Lubinem, Olsztynem i Piotrkowem Trybunalskim - o nim zapomną. Tymczasem trzeba zdecydowanych działań marketingowo-promocyjnych, by coś się ruszyło. Minister sportu Mirosław Drzewiecki po powrocie Orłów Wenty do kraju zrobił sobie z nimi masę zdjęć, które obiegły Polskę i przed kamerami oświadczył: "Przydałoby się, żeby więcej młodzieży uprawiało piłkę ręczną." Dokładnie, przydałoby się. Główny decydent polskiego sportu powinien zdobyć się jednak na coś więcej, niż chciejstwo. Tak jak siedem lat temu, gdy z budżetu Urzędu Kultury Fizycznej wydał 10 mln zł na tor kajakarstwa górskiego w Krakowie. Dzisiaj służy on (tor, nie mam na myśli przyległości w postaci basenu itd.) grupce specjalistów od kajakowych slalomów. Szczypiorniak znalazłby na pewno większe grono zapaleńców. Trzeba tylko stworzyć plan rozwoju i sfinansować go. Inaczej, dyscyplina będzie odżywała incydentalnie - z okazji olimpiady, mistrzostw świata, czy Europy. A gdy zabraknie Bogdana Wenty i na reprezentacyjne sukcesy nie będzie szans. Nie będzie komu zbudować silnego teamu. Problemem polskiego sportu jest brak dobrze zaplanowanych działań realizowanych konsekwentnie niezależnie od tego, kto akurat stoi za sterami, prowadzących do rozwoju wybranych dyscyplin sportu. Na razie wszystko opiera się na zapale rodziców, osamotnionych trenerów, sportowców i wciąż zbyt małego grona mecenasów. Wystarczy wyjąć jednostki i będzie po zabawie. Formuła 1 bez Kubicy, tenis bez Radwańskiej, skoki bez Małysza, futbol bez Błaszczykowskiego, Boruca, czy Beenhakkera? Zgliszcza... F 1 bez Roberta z Krakowa wróciłaby do zainteresowania z okresu "przedkubicowego" a po Laudzie i Sennie, czyli na granicę błędu statystycznego. Tenis bez Radwańskiej byłby również dyscypliną niszową. Skoki w czasach przedmałyszowych? Miał rację Paweł Zarzeczny pisząc, że nad "Turniej Czterech Skoczni" (w którym nie istnieli Polacy), wiara przedkładała hokejowy turniej o Puchar Izwiestji. TCS-em interesował się na serio jedynie red. Andrzej Stanowski z ówczesnego nieodżałowanego "Czasu Krakowskiego". Powiecie, że Polska stawia na futbol. Jest on naszą dyscypliną narodową. Tylko co z tego wynika? Jak gra naszej reprezentacji wyglądałaby bez Holendra? Jak wyglądają zagraniczne podboje piłkarskich Orłów? Jaki jest system szkolenia młodzieży i jaką wreszcie mamy do tego bazę? "Orliki" to dopiero namiastka... Tymczasem Wenta i jego załoga stworzyli coś, co warto pielęgnować. W przeciwnym razie: "Miałeś chamie złoty róg, ostał ci się ino sznur". Przerabialiśmy to już nieraz.