Gdybym tego nie widział, nie uwierzyłbym: jak na siłę kreuje się gwiazdę i zabiera beztroskie dzieciństwo trzynastolatkowi o posturze jedenastolatka. Klimek jest niewątpliwie jednym z najbardziej utalentowanych polskich sportowców. Jest pewnie najmłodszym w historii naszego sportu wicemistrzem Polski seniorów. Jury Pucharu Świata w Zakopanem miało zatem podstawy, by dopuścić małolata do kwalifikacji. Nie wiem za to, czy rodzice, a zwłaszcza trener Klimka miał moralne prawo, aby dopuszczać do startu naszego małego bohatera w niecodziennych, wręcz wariackich okolicznościach. Klimek - jak na małego chłopaka przystało - okazał się za lekki w stosunku do długości nart, jakie używa. Zatem by spełnić regulaminowe wymogi, musiał - teraz zapnijcie pasy w fotelach, bo odlecicie - założyć ołowiane uprzęże i ... wypić w jednym momencie dwa litry wody!!! - Ta woda to mi zaszkodziła. Źle się po niej czułem - Klimek skrzywiał się jeszcze dwa dni po zdarzeniu. Apogeum cyrku o nazwie "kreowanie dziecka na gwiazdę" mieliśmy w niedzielę, gdy trzynastolatek symbolicznie podpisywał kontrakt ze sponsorem. Zniesmaczeni akcją dziennikarze podczas konferencji nie zadali Murańce ani jednego pytania. Zdecydowanie normalniej by było, gdyby u boku syna siedział któryś z rodziców i to on podpisał kontrakt ze sponsorem. Z całego zamieszania, jakie się zrobiło wokół młodego sportowca śmiali się zagraniczni skoczkowie. - Nie wiem, czy to jest dobre dla takiego dziecka, jakim jest Klimek, że trzy kamery chodzą za nim krok w krok - nie krył obaw lider Pucharu Świata Thomas Morgenstern. Na szczęście nie wszystkim uciekł rozum z głowy. O spokój i rozwagę apeluje prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner. - Kamil Stoch w wieku Klimka skakał lepiej. Poza tym wśród rówieśników Klimka jest wielu utalentowanych skoczków. To, że ktoś nieźle skacze jako dziecko nie znaczy, że będzie równie dobry, gdy dojrzeje. Po zakopiańskim Pucharze Świata nie brakowało tytułów prasowych, które więcej miejsca poświęciły Klimkowi, niż wracającemu do formy Adamowi Małyszowi i innym bohaterom Wielkiej Krokwi. Ktoś powie, że media idą naprzeciw zapotrzebowaniu społecznemu. A balon medialny z napisem "Adam Małysz" w tym sezonie sflaczał trochę i ludzie chcieliby już obwieścić: Umarł król, niech żyje król! Ale warto nie przekraczać granic dobrego smaku. Pamiętam też szaleństwo wokół innej wschodzącej gwiazdy polskich skoków. Zawodnik ten został nawet cztery lata temu mistrzem świata juniorów. Miał niespełna osiemnaście lat, a w Norwegii w pobitym polu zostawił samego "Morgiego", który był zresztą obrońcą mistrzostwa. Dziś mało kto pamięta jak się nazywał, a już większość kibiców myli go z młodszym bratem Łukaszem - Mateusz Rutkowski.