Profesor Janusz Filipiak podnosi słuszny argument, że jeśli jego drużyna wyniesie się do ligi Austriaków, Słoweńców, Węgrów i Chorwatów, to straci na tym polska liga. To prawda, ale druga strona medalu jest też taka, że "Pasy" w pojedynkę nie uciągną poziomu całej ligi, a pozostałe mocne kadrowo kluby ledwo wiążą koniec z końcem. Kolejny argument za EBEL jest też taki, że grając wśród lepszych można się od nich czegoś nauczyć. Każdy dzień spędzony w polskiej lidze dla hokeistów pokroju Leszka Laszkiewicza, Mikołaja Łopuskiego, czy Grzegorza Pasiuta, to dzień stracony. W cotygodniowych konfrontacjach z ekipami tak silnymi jak Graz 99ers (grał w niej brat Wayne'a Gretzky'ego, stąd nazwa), Red Bull Salzburg, czy Vienna Capitals mogą rozwinąć skrzydła, a w ten sposób wpłynąć ozdrowieńczo na grę naszej reprezentacji. Słowenia od lat bazuje na hokeistach dwóch klubów, które grają w EBEL - Acroni i Olimpiji. Efekty? W światowym rankingu jest znacznie wyżej od Polski (na 17. miejscu, my na 22.) i znacznie częściej gra też w światowej elicie. Dlatego Cracovia nie powinna się oglądać na interes PLH, a na jej występach w silniejszej lidze zyska reprezentacja. Jeśli ta zacznie odnosić sukcesy (czytaj: awans i chociaż utrzymanie się w MŚ gr. A), to będziemy mieli prawdziwą dźwignię polskiego hokeja. Cracovia ma nowe lodowisko, ale na razie nie ma równie atrakcyjnego produktu w ujęciu ligi, by regularnie zapełniać trzytysięczną halę. Liga EBEL stanowiłaby taki magnes. Kibice, którzy przeżyli emocje podczas starcia z Saryarką Karaganda wiedzą, o czym mowa. Przyjdą na każdy mecz rozgrywany na podobnym, bądź wyższym poziomie, a Red Bull Salzburg (aktualnie na drugim miejscu) jest znacznie lepszy od Saryarki. Dlatego, Cracovio, profesorze, jeśli tylko budżet wytrzyma - śmiało do EBEL! CZYTAJ RÓWNIEŻ: Mistrz Polski może zagrać w lidze austriackiej!