Seymour Pierce wygrał trwający od marca proces przed brytyjskim Sądem Najwyższym (High Court). Zgodnie z umową, należały mu się pieniądze za doprowadzenie do skutecznego przejęcia klubu przez inwestora z Hongkongu. Pośrednictwo powiodło się, klub od listopada 2009 r. jest własnością Yeunga, który nie chce płacić i nic sobie nie robi z tego, że 14-dniowy termin wyznaczony przez sąd minął w ostatni poniedziałek. Yeung w ostatniej chwili, tuż przed przejęciem, skonfliktował się z Seymour Pierce i transakcję dokończył inny pośrednik. Sąd jednak uznał, iż ten prostacki trick nie zwalnia z płacenia umówionej prowizji a zerwanie ważnego kontraktu odbyło się z jego pogwałceniem. Teraz bank 27 maja komorniczo przejmie akcje klubu. Odzyskane papiery może spieniężyć na wolnym rynku czyli sprzedać klub komukolwiek. Walory trafić wtedy mogą niekoniecznie do fanów Birminghamu - przeciwnie, do kogoś kto za tym klubem nie przepada... Sprawa rozejdzie się po kościach jeśli szybko Yeung położy na stole 2,5 mln funtów (2,2 mln i odsetki). Menedżer Alex McLeish (kiedyś doskonały stoper w mistrzowskim Aberdeen pod Aleksem Fergusonem) bagatelizuje sprawę i twierdzi, że sytuacja nie rzutuje na drużynę. W Portsmouth niby też miało nie rzutować to, że klub jest bankrutem a skończyło się hucznym spadkiem z ekstraklasy. Co będzie? Yeung jest przegrany jak Rosjanie w Afganistanie. Im szybciej zapłaci tym lepiej dla niego i jego klubu (na razie planuje jednak apelację). Azjata podobno ma wspaniałe pomysły na Birmingham i jeszcze piękniejsze plany. "Niebieskonosi" - fani Birminghamu - jeszcze go kochają (podobnie jak prezesa o wdzięcznym nazwisku Vico Hui), lecz jak długo? Krzysztof Mrówka