Dlaczego? Bo jeśli Shearer stanie się menedżerem "Srok" będzie to już czwarta osoba w tej roli w bieżącym sezonie. Rozgrywki zaczął Kevin Keegan. Dostał kopa, zastąpił go Joe Kinnear, ale rozchorował się i miał operację serca. Teraz tymczasowo pracuje Chris Hughton, na okres do końca sezonu ma zastąpić go Shearer. Tymczasem Newcastle jest w strefie spadkowej i w najbliższej kolejce zmierzy się z Chelsea. Do końca rozgrywek zostało osiem spotkań i może zdarzyć się, że klub spadnie z ekstraklasy. Kto za to odpowie? Keegan, który pracował krótko i tylko na początku sezonu? Kinnear - też krótko. Hughton? Żaden wielki trener, raczej niezły w przeszłości piłkarz i dobry demonstrator, ponadto z łatką "tymczasowy", "pełni obowiązki"? Wobec takich ludzi nie ma się wielkich oczekiwań i ich odpowiedzialność też nie jest wobec tego za duża. W takiej sytuacji ma przyjść Shearer i także pracować do końca rozgrywek. Zmotywować piłkarzy, zachęcić, pokazać, przytulić, opieprzyć kogo trzeba. Może się udać walka o utrzymanie, lecz pamiętajmy, że Newcastle ma zespół bardzo przeciętny, a as atutowy Michael Owen ciągle pauzuje z uwagi na kontuzję kostki, niezły Charles N'Zogbia odszedł zaś w styczniu do Wigan po kłótni z Kinnearem. Nie ma kim straszyć, czyli? walka może się nie udać. Kim wtedy będzie 38-letni były gwiazdor Newcastle (404 mecze, 206 goli), Blackburn i reprezentacji Anglii? Shearer będzie menedżerem przegranym zanim tak naprawdę zaczął wymarzoną przygodę z tym zawodem. Już kilkakrotnie wciągany w orbitę pracy dla Newcastle, nigdy się jednak nie zdecydował argumentując, że nie podoba mu się właściciel klubu Mike Ashley. Odmówił ostatnio gdy zwalniano Keegana. Nie czuł się dobrze w tamtym kryzysie - kibice żądali odejścia Ashleya po dymisji Keegana. Ostatecznie Keegan nie wrócił, a Ashley został. Nic się nie zmieniło. Shearer mimo to się zgodzi? Ashley już mu się podoba? Dziwna to będzie decyzja. Nie od dzisiaj jednak wiadomo, że miłość zaślepia. Krzysztof Mrówka, INTERIA.PL