Piłkarska centrala (Football Association) wysmażyła raport na temat stanu tej dyscypliny w Albionie. Nie jest on jeszcze jawny, ale niektóre gazety wygrzebały to jakimś sposobem (swoją drogą wszystko wygrzebią, nawet umarłego z grobu gdy trzeba...) i założenia opublikowały. Szykuje się sensacja. Święta krowa, jaką przez wiele lat był w Anglii Francuz Arsene Wenger, został w raporcie wytknięty palcem jako ten, który sprowadził do tego kraju ogromną ilość młodych zagranicznych piłkarzy, ograniczył dostęp do gry Anglików i w efekcie niszczy angielski futbol. Ukazano, że od założenia Premier League w 1992 roku cały czas rośnie ilość importowanych futbolistów. Na początku było ich 49 (10 procent), przy 363 Anglikach (71 procent). Resztę stanowili Walijczycy, Szkoci i Irlandczycy. W ostatnim sezonie Anglików było już tylko 191 (38 procent), graczy z zagranicy 252 (51 procent). Bardzo ciekawe jakie treści kryją się w oczekiwanym raporcie. Dostanie się tylko Wengerowi i Arsenalowi czy analitycy pochylą się nad istotą sprawy? To wielkie pieniądze dostępne na rynku futbolowym. Pieniądze, o które warto walczyć. Kluby czynią to wszelakimi sposobami, ale pamiętać trzeba, że kupowanie zagranicznych gwiazd jest zgodne z prawem. Jeśli są to zawodnicy z Europy jest to też zgodne z regulacjami Unii Europejskiej o wolnym rynku pracy. Jest to wreszcie zgodne z duchem piłkarskiej ligi angielskiej - działają tam spółki statutowo nastawione na zysk, niektóre notowane na giełdzie papierów wartościowych. Czy administracyjnymi metodami można ograniczyć ilość importowanych zawodników w kraju gospodarki liberalnej? To będzie bardzo trudne. Football Association coś jednak musi zrobić. Porażki reprezentacji są już systematyczne, sprawą interesuje się rząd. W tym samym czasie notujemy jednak sukcesy angielskich klubów, którym kibicują miliony Anglików, chociaż gra tam wielu zagranicznych piłkarzy. Jest problem, będzie o tym głośno. Tymczasem w Polsce futbolistów z zagranicy jest coraz więcej. Najczęściej kiepskich kopaczy, ale pozyskanie tych ludzi bywa tańsze niż kupienie polskich "talentów" o umiejętnościach często mniejszych. Dlatego kluby kupują towar z importu bowiem skarbnicy umieją liczyć. Procesu pozyskiwania piłkarzy z Unii Europejskiej nie da się zatrzymać, ale czy musimy oglądać serbskich rębajłów tylko dlatego, że są tańsi od Polaków? Krzysztof Mrówka, Interia.pl