Kryzys potrząsnął już mocno angielską piłką. Ale nie tylko w Anglii źle się dzieje. Ucierpiał klub Marcina Wasilewskiego, Anderlecht Bruksela, w którym z dnia na dzień zaczęło się walić. Nie ma się co dziwić, że kibice Anderlechtu mają obawy. Bank "Fortis" jest właścicielem klubu od 25 lat potrzebował interwencji państwa, żeby uniknąć bankructwa. Dalsze sponsorowanie Anderlechtu przez "Fortis" zostało poważnie zachwiane. Łukasz Fabiański, czy Wojtek Szczęsny, którzy są w Arsenalu Londyn też nie mają lekko. Arsenal gra w Lidze Mistrzów, jest w grze o mistrzostwo Anglii, ale jego długi wynoszą 340 mln euro! Następny w kolejce jest West Ham United. "Młoty" to najlepszy klub do zobrazowania tego, jak futbol może ucierpieć przez kryzys finansowy. Islandzki bank Landsbankinn jest właścicielem klubu, a po jego upadku długi West Hamu to 65 mln euro! I co się będzie działo dalej? Od początku roku akcje na światowych giełdach straciły aż 44 procent wartości. Obawiam się o nasz Ruch Chorzów, który niedawno sprzedawał akcje po 1,70 zł, na czym zarobił 1,7 mln. Teraz akcje "niebieskich" są po 1,40 zł i już chorzowianie są "w plecy". Kilkanaście europejskich klubów może ucierpieć na dalszych spadkach na giełdzie. W Anglii jest nawet Indeks Stoxx Football założony przez Dow Jones i to on określa wahania spółek piłkarskich. Czy taki kryzys może zagrażać całej piłce europejskiej? Trudno o jednoznaczną odpowiedź. Może sytuację uratują Arabowie ze Zjednoczonych Emiratów, czy Kuwejtu, którzy podobno chcą przejąć nawet Wisłę Kraków. Ci ludzie na pewno mają wystarczające zasoby ropy do tego, by znaleźć fundusze na kupienie "Białej Gwiazdy". Obawiam się jednak, że kluby, których sponsorzy, czy właściciele są uzależnieni od giełdy, mogą się znaleźć w stanie śmierci klinicznej. Dopływ gotówki może zostać zastopowany. Kluby będą skazane tylko na to, co im skapnie ze sprzedaży reklam i biletów, bo przecież taki "Fortis" z pieniędzy, które otrzymuje od państwa na przetrwanie kryzysu, nie będzie wspomagał Anderlechtu! Kluby bez pieniędzy będą skazane na sprowadzanie miernych piłkarzy, a to pociągnie za sobą słabsze wpływy ze sprzedaży reklam i biletów, a przede wszystkim gorsze wyniki sportowe. Kluby średniozamożne staną się biedne, a biedne będą miały jeszcze gorzej. Skończą się wysokie transfery za kilkadziesiąt milionów euro. Dlatego może lepiej zacząć dzisiaj myśleć o tym, żeby zainwestować stosunkowo niewielkie kwoty w szkolenie młodzieży, by dzięki niej za kilka lat przetrwać kryzys i zarabiać na transferach. Optymistyczne jest to, że giełda jak giełda - jej rokowania są słabe dzisiaj, ale za kilka tygodni może iść w górę i kluby powiązane z parkietem odnotują zyski. Grzegorz Mielcarski, ekspert Canal+