Tito Vilanova miał być i jest idealnym kontynuatorem. Jego Barca "odziedziczyła" wszystkie problemy, z którym zetknęła się w ostatnich miesiącach pracy Pepa Guardioli. Wydaje się, że przedmeczowa odprawa nowego trenera zespołu z Camp Nou ogranicza się do wskazówek, które tym piłkarzom mógłby dać przypadkowy przechodzeń: "wyjdźcie na boisko i grajcie jak zwykle, w razie czego Messi coś wymyśli". Na Celtic Park nie wymyślił. Przed meczem nie było tajemnic. Celtic wiedział jak zagra Barcelona i Barca wiedziała jak zagra Celtic (dokładnie tak, jak dwa tygodnie temu na Camp Nou). Zaskakujące może wydać się tylko to, że inteligentniejsi, sprytniejsi, bardziej świadomi swoich przewag okazali się gospodarze ze Szkocji. Przy rzucie rożnym wykorzystali atut wzrostu, a potem zwarli szeregi pod własnym polem karnym zmuszając Barcelonę do bezproduktywnego oblężenia bramki. Skoro takie tuzy jak Xavi, Messi, Iniesta robili dokładnie to, czego chcieli i spodziewał się gospodarze, czego wymagać od Pedro, Alexisa, Alvesa, czy Alby? Zespół Vilanovy dawał symptomy totalnej bezradności już w pierwszej połowie, w zasadzie nie zagrażając bramce Celticu nawet niesiony furią po stracie bramki. Akcje były przewidywalne, jednostajne, monotonne, powtarzane według schematu aż do znudzenia, to, co oglądaliśmy, przypominało mecz piłki ręcznej, a nie nożnej. Gdy nie ma Puyola i Pique nikt w Barcelonie nie wygra główki, nikt nie potrafi oddać strzału z dystansu. Katalończykom pozostaje jedna broń, czyli pchanie się z piłką w pole karne i to starali się robić przez 90 minut w Glasgow. Napotykali tam jednak gąszcz nóg, głów i rąk Szkotów, w końcówce dochodziło do tak kuriozalnych sytuacji, że gdy David Villa zdecydował się na strzał rozpaczy, trafił piłką w kolegę z zespołu. Powie ktoś, że mecz na Celtic Park to tylko incydent, nieszczęśliwy dla Katalończyków. Drużyna Vilanovy przegrała drugi raz w sezonie w 16. oficjalnym meczu. W Primera Division zaliczyła rekordowy start, w Lidze Mistrzów wciąż jest liderem grupy. Wydaje się jednak, że zespół o ogromnym potencjale indywidualnym zdradza symptomy bezradności, a jego trener nie umie nic na to poradzić. Siedzi na ławce z miną mamy zatroskanej o dzieci, ale nie przychodzi mu do głowy nic, co mogłoby poprawić ich sytuację. Oczywiście po porażce w Glasgow Barca pozostaje faworytem sezonu tak w kraju, jak i za granicą, ale wydaje się, że Neil Lennon i jego gracze mogliby napisać podręcznik opisujący, w jaki sposób zespół o średnim potencjale może kontrolować kolosa. To nie był przypadek, ani zły dzień Barcy, dokładnie to samo działo się dwa tygodnie temu na Camp Nou, w pierwszym meczu obu drużyn, gdy w 93. min Jordi Alba zdobył zwycięskiego gola. Oczywiście nie każdy rywal Barcy musi grać jak Celtic. Trener Rayo Vallecano Paco Jemez się tego wstydził, więc jego drużyna poległa u siebie z Barcą 0-5 grając ofensywnie. Były trener Realu Bernd Schuster zaapelował, żeby tak prymitywne i defensywne drużyny jak mistrz Szkocji wycofać z Champions League, co jest absurdem i klasycznym odwróceniem problemu. To, co się działo przez 180 minut rywalizacji Barcelony z Celtikiem, nie było kłopotem dla tych drugich, ale dla Katalończyków. To drużyna Vilanovy nie ma pomysłu na zespoły takie jak mistrz Szkocji, a nie odwrotnie. Można być też pewnym, że Celtic znajdzie naśladowców. I co wtedy zrobi trener Barcelony? Podstawowe idee nowej tiki-taki powstały cztery lata temu. Barca Guardioli była w światowej piłce objawieniem, rywale padali jak muchy w ogniu cyklonu, choć już nawet wtedy, gdy drużyna zdobyła sześć trofeów, w półfinale Champions League z Chelsea poznała termin "atasco", czyli zakleszczenie. Z tym zakleszczeniem pod bramką przeciwnika Guardiola próbował walczyć na wszystkie sposoby, z tego powodu zmieniał ustawienie z 4-3-3 na 3-4-3. Nie dawało to wiele, rywale wynaleźli szczepionkę na szalejący "wirus Barca" i coraz częściej z niej korzystali. Pep był świadomy, że powiększające się trudności drużyny nie są przypadkowe. Dziś zespół Barcelony wydaje się chwilami dochodzić do ściany. Piłka krąży wokół pola karnego rywala, ale coraz częściej już nawet Xavi z Iniestą nie wiedzą, jak w tym gąszczu otworzyć partnerom drogę do bramki? Messi szamocze się w dryblingach, też coraz bardziej przewidywalnych. Na Celtic Park Argentyńczyk bezustannie tracił piłkę. W grze Katalończyków zanikł element przyspieszenia i nieprzewidywalności, wobec czego poważną przeszkodą dla niej stają się już nie tylko wielcy jak Real Madryt, albo Chelsea, ale i przeciętniacy. Do pewnego stopnia jest to zjawisko naturalne. Mówił o tym Messi, że rywale doskonale wiedzą dziś jak uprzykrzyć życie jemu i kolegom. Szansą na odwrócenie tej tendencji jest zmiana sposobu gry Barcelony. Tylko, kto ma ją przeprowadzić? Vilanova, zatrudniony po to, by wszystko pozostało tak, jak było w czasach Guardioli? Oczywiście mecz na Celtic Park nie był dla Barcy ostatecznym egzaminem. Te dopiero nadejdą w fazie pucharowej Champions League. Przed Vilanovą poważne wyzwanie. Rewolucji nie zrobi i nie o nią chodzi, ale nie powinien trwać przy swoim, ale zmieniać detale. Zapewne istnieje metoda, która pozwoli drużynie reagować na takie kłopoty, jak wczorajsze na Celtic Park. Kiedyś Barca grała fenomenalnie w defensywie, każdy, kto pokonywał Victora Valdesa czuł się szczęściarzem, dziś byle rzut wolny, czy rożny wywołuje panikę w drużynie z Katalonii. Wczoraj w Glasgow Jordi Alba nawet nie wyskoczył do piłki, by utrudnić strzał Wanyamie. Potem musiał biegać 70 minut i nie naprawił swojego błędu. Prasa hiszpańska pisze dziś o powrocie "wirusa Chelsea". Uznaje się, że to londyńczycy wymyślili sposób na Barcę i faktycznie w erze Guardioli nigdy z nią nie przegrali. Dziennik "Marca" zapytał czytelników, czy jedynym sposobem na Katalończyków jest ustawienie 10 ludzi przed własnym polem karnym? Niemal 60 proc ankietowanych odpowiada, że tak. Reszta? Przypuszczalnie wielu z nich to kibice Realu Madryt, którzy nie chcą, by ich drużyna grała jak Celtic. Najbardziej interesujące jest jednak to, czy po rozum do głowy pójdzie Vilanova? Czy wynajdzie lek na tę przypadłość swojej drużyny? Jeśli nie, wirus futbolowej impotencji będzie nękał gwiazdy z Katalonii coraz boleśniej. Dariusz Wołowski <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/" target="_blank">Dyskutuj z autorem artykułu na jego blogu</a> <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-S-liga-mistrzow-faza-grupowa,cid,636,rid,1456,sort,I" target="_blank">Liga Mistrzów: Terminarz, wyniki, strzelcy, tabele!</a>