Po bezbramkowym remisie z ostatnią drużyną w tabeli trener Realu nie miał nawet siły się wściekać. Pochwalił powracających do gry Fabio Coentrao i Raula Albiola, a także, już bez wymieniania nazwisk, innych piłkarzy, którzy jego zdaniem wypełnili w Pampelunie swoje zadanie. Zabrzmiało to jednak raczej ironicznie, bo w starciu z Osasuną Real oddał zaledwie jeden strzał na bramkę rozgrywając najgorsze spotkanie w sezonie. "Real bez Ronalda nie znaczy nic" - taki tytuł do meczu z Osasuną wymyślili wściekli dziennikarze "Marki". Potem złagodzili go na "Bez Ronalda, tylko jeden strzał". Faktycznie uderzenie Karima Benzemy tuż przed końcem gry, było jak złośliwa puenta dla futbolowej impotencji ogarniającej mistrza Hiszpanii. Dziś nikt w Madrycie już nawet nie wspomina o pogoni za Barceloną w Primera Division. Raul Albiol, jedyny, który w Pampelunie zgodził się pogadać z dziennikarzami, próbował wyjaśnić: dlaczego ten sezon nie musi się zakończyć dla Realu totalną klapą. Według niego drużyna zna swój potencjał, jest świadoma, że gdy go uwolni, jest w stanie poradzić sobie z takim wyzwaniem jak Manchester United. Brzmiało to mało wiarygodnie, na szczęście do wielkiego hitu na Santiago Bernabeu pozostał miesiąc. Widać wyraźnie, że Mourinho zmienił front wobec swoich graczy. Nie chce już publicznie ich łajać, ma dość wewnętrznych konfliktów, jest świadomy, że sytuacja stała się zbyt napięta, by doprowadzać do kolejnych wstrząsów. Dlatego nie zganił nawet Kaki, który po otrzymaniu swojej wielkiej szansy, wytrwał na boisku zaledwie 18 minut, by opuścić plac boju z czerwoną kartką. Wielką nadzieją "Białych" pozostaje Cristiano Ronaldo: jego furia we wtorek dała zwycięstwo nad Celtą i awans do ćwierćfinału Pucharu Króla. W Pampelunie Portugalczyk pauzował za żółte kartki i zespół wyglądał słabiutko w ofensywie. Gol Jose Callejona anulowany przez sędziów ze względu na milimetrowy spalony, był ostatnią deską ratunku, której łapali się "Królewscy", by zatuszować własną niemoc. Jeden z dziennikarzy poprosił małomównego Mourinho, by wyjaśnił kibicom, jak doszło do tego, że zespół bijący w ubiegłym sezonie wszystkie rekordy, dziś jest tylko cieniem siebie? Trener Realu wspomniał o kłopotach z motywacją, a potem stwierdził, że dalej mówić nie chce. "Na początku sezonu wydarzyły się rzeczy, do których już wracać nie będę" - stwierdził enigmatycznie. Rzesze fanów Realu czekają na zwrot. Na sygnał, że zespół znów jest jednością, świadomą swoich celów. Sukces w Champions League to wielkie marzenie nie tylko ich, ale też osobiste Mourinha, Ronalda, czy Ikera Casillasa. Oni coraz mocniej potrzebują rehabilitacji. Przeobrażenie w królewskiej drużynie nie zdarzy się jednak z dnia na dzień. Trzeba szukać formy przede wszystkim w Pucharze Króla, gdzie Real czeka dwumecz z Valencią, a potem półfinały z Barceloną, ewentualnie Malagą. Okazji do odbudowy morale zespołu będzie dość. Tylko, czy drużyna zdoła odnaleźć styl z ubiegłego sezonu? Bez niego będzie bezradna w bojach z Manchesterem. "W ogóle nie dopuszczamy do siebie myśli, że moglibyśmy w tym sezonie nie zdobyć dziesiątego Pucharu Europy w historii klubu" - mówił ostatnio po powrocie do zdrowia Gonzalo Higuain. Na miesiąc przed 1/8 finału brzmi to jak zaklinanie losu. Dariusz Wołowski Dyskutuj z autorem artykułu na jego blogu