Niedzielny wyścig w Turcji był jak na razie największym wyzwaniem dla Lewisa Hamiltona w obecnie trwającym sezonie. Brytyjczyk co prawda wygrał sobotnie kwalifikacje, ale z racji wymiany silnika spalinowego został cofnięty o dziesięć pozycji i 10 października wystartował dopiero z jedenastego pola. Aktualny mistrz świata, aby znaleźć się co najmniej na podium, musiał przebić się przez wielu klasowych kierowców - na czele z Fernando Alonso, Charlesem Leclerciem, czy Lando Norrisem. Spory niedosyt mógł czuć również Carlos Sainz. W bolidzie Hiszpana wymieniono wszystkie elementy silnika, co zaowocowało rozpoczęciem zmagań z końca stawki. Zawodnik Scuderii z zazdrością spoglądał więc na swojego zespołowego kolegę - Charlesa Leclerca, który podobnie jak on, imponuje w ten weekend fantastycznym tempem, lecz w przeciwieństwie do 27-latka ustawił się w drugim rzędzie z nadzieją na podium. Dodatkowej dramaturgii całej rywalizacji dodawała niepewna pogoda. Nad Istanbul Park padało właściwie od samego rana. Deszcz co prawda nieco ustał tuż przed rozpoczęciem wyścigu, ale najszybsi na świecie ścigali się przy mocno wiejącym wietrze i przez pierwsze kółka korzystali z opon przejściowych. - To idealna mieszanka na te warunki - oznajmił inżynierowi Max Verstappen. Formuła 1. Alonso już po starcie porzucił marzenia o podium Największy pechowiec startu? Fernando Alonso. Hiszpan kilka sekund po zgaśnięciu czerwonych świateł obrócił bolid po kontakcie z Pierre’em Gasly’m. Poza tym jednym incydentem, na torze panował względny spokój i obyło się bez dłuższych żółtych flag. Prowadzenie obronił Valtteri Bottas, a tuż za jego plecami znajdowali się Max Verstappen i Charles Leclerc. Zupełnie inne humory panowały w garażu Mercedesa. Wszystko za sprawą Lewisa Hamiltona, który potrzebował zaledwie piętnastu okrążeń, by awansować do czołowej piątki. Co ciekawe, największy opór mistrzowi świata stawiał nie Lando Norris, czy Pierre Gasly, a jadący przeciętny sezon - Yuki Tsunoda. Formuła 1. Deszcz pozostał już do końca Czarnym chmurom najwidoczniej spodobała się rywalizacja na Istanbul Park, bowiem nie miały zamiaru opuszczać obiektu, co wymusiło na zawodnikach dłuższe korzystanie z przejściowego ogumienia. Pierwszy po nowe opony z zielonym paseczkiem w okolicach dwudziestego kółka zjechał już Daniel Ricciardo. Kilkanaście minut później inne ekipy, widząc dobre czasy uzyskiwane przez Australijczyka, podjęły identyczną decyzję. W międzyczasie problemy zaczął przeżywać Lewis Hamilton. Brytyjczyk przez długi czas zupełnie nie potrafił zbliżyć się do czwartego Sergio Pereza. Między mistrzem świata a Meksykaninem na 35 okrążeniu wywiązała się długo wyczekiwana przez kibiców ostra walka. Górą w niej okazał się zawodnik Red Bulla. Taki, a nie inny obrót spraw był oczywiście wodą na młyn dla liderującej trójki (Bottas, Verstappen, Leclerc - dop.red.), która stopniowo odjeżdżała od reszty. Formuła 1. Nieudane ryzyko Mercedesa i Ferrari. Bottas klasą dla samego siebie Ku zdziwieniu większości obserwatorów, dopiero na kilka kółek przed końcem wyścigu po raz pierwszy do swoich boksów zjechali Charles Leclerc i Lewis Hamilton. Oba zespoły chyba pożałowały podjętych decyzji, ponieważ Monakijczyk wypadł z podium, a kierowca Mercedesa po raz kolejny znalazł się za Sergio Perezem. Wyścig zakończył się pewnym zwycięstwem Valtteriego Bottasa. Fin w niedzielne popołudnie nie popełnił ani jednego błędu i dowiózł naprawdę zasłużone pierwsze miejsce. Podium uzupełnili Max Verstappen i Sergio Perez z Red Bull Racing. Holender dzięki drugiej pozycji na koniec weekendu w Turcji, ponownie awansował na fotel lidera klasyfikacji generalnej. Drugi Hamilton traci do 24-latka sześć punktów. Najbliższy wyścig odbędzie się 24 października na torze w Austin. Wyniki wyścigu o Grand Prix Turcji: Sprawdź najnowsze informacje na Polsatnews.pl!