Bossowie dziesięciu zespołów w najsłynniejszej serii wyścigowej na świecie, pod auspicjami właściciela F1 Liberty Media, mierzą się z bardzo trudnym tematem dotyczącym finansów. Dyskusja na temat ogromnych pieniędzy, gdzie zawsze ściera się ze sobą wiele grup interesów i ambicje największych koncernów, nie należą do najłatwiejszych. Gorącym tematem, który na razie nie zjednał sobie wspólnego stanowiska wszystkich stron, jest popierany przez nowe władze F1 limit w finansach zespołów, który miałby zacząć obowiązywać za trzy lata. Chodzi o propozycję ograniczenia całorocznych budżetów każdego z zespołów Formuły 1 do 150 milionów dolarów. Zdaniem szefa Mercedesa Toto Wolffa takie restrykcje są nieosiągalne dla największych ekip, które zatrudniają armię ludzi. Jego zdaniem, jeśli nawet ograniczeniom nie będą podlegały takie wydatki, jak pensje dla kierowców i nakłady na marketing, to przecież powstaną ukryte koszty. A realne wydatki i tak będą duże wyższe, mogąc sięgnąć nawet 250 milionów dolarów. W poszukiwaniu kompromisu zupełnie inny punkt widzenia przedstawia głównodowodząca ekipy Williamsa. Limit nie tylko zmniejszy różnice, ale dodatkowo w żaden sposób nie zmusi jej do restrukturyzacji zespołu i obcinania kosztów. W rozmowie z portalem racefans.net Claire Williams otwarcie powiedziała, że jeśli limit wydatków nie zostanie wprowadzony, to jeden z najbardziej zasłużonych zespołów w stawce, zbudowany przez jej ojca Franka Williamsa, może wycofać się z Formuły 1. - Z mojego punktu widzenia, jeśli nie możemy wprowadzić pułapu 150 mln dolarów, to Williams zamknie drzwi i całą firmę - zapowiedziała szefowa zespołu z Grove, którego kierowcą rezerwowym i rozwojowym jest Robert Kubica. Dodała, że ten limit pozwoliłby Williamsowi utrzymać obecny budżet operacyjny. Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że dla takich ekip, jak Mercedes, ograniczenia wymuszą konieczność zwolnień. - Jest oczywiste, że niektórym zespołom będzie ciężko okroić strukturę i nie można być szczęśliwym, wiedząc, że ludzie stracą pracę. Jednak czasami trzeba spojrzeć na dobro tego sportu, jako całości" - przekonuje Claire Williams. AG