Sytuacja z końcówki wyścigu, gdy trzy okrążenia przed końcem Verstappen wyprzedził prowadzącego przez cały wyścig Leclerca, wzbudziła spore kontrowersje. Między bolidami doszło do kontaktu na zakręcie, co dla kierowcy Ferrari skończyło się wizytą na poboczu. Verstappen sam nie zmieścił się w torze, zawadzając o krawężnik, ale i tak zdecydowanie skorzystał na sytuacji. Holenderski kierowca Red Bull Racing był zdecydowanie najszybszy w stawce i nie dał się już dogonić rywalowi. Kiedy jednak przekroczył linię mety, natychmiast pojawił się komunikat, oznajmiający, że sędziowie sprawdzą, czy nie doszło do naruszenia przepisów. Oczekiwanie na werdykt nie przeszkodziło Verstappenowi w świętowaniu szóstego zwycięstwa w karierze - w garażu Red Bulla strzeliły szampany, a Holender wziął udział w rozdaniu nagród na podium. Tak naprawdę nie było jednak wówczas wiadomo, czy 21-latek nie zostanie ukarany za swój ryzykowny manewr. Dopiero po ponad trzech godzinach od zakończenia wyścigu sędziowie ogłosili swoją decyzję. Uznano, że do przekroczenia przepisów nie doszło i Verstappen pozostał zwycięzcą GP Austrii. Leclerc może być niepocieszony, bowiem miał dziś ogromną szansę na pierwszy w życiu triumf w zawodach F1. Kierowca Ferrari prowadził od początku wyścigu, aż do 69 okrążenia (z 71). Z kolei Verstappen, który zaczynał z drugiego pola startowego, zaliczył koszmarny start, spadając na siódmą lokatę. Systematycznie odrabiał jednak straty i w końcu wyprzedził wszystkich rywali. Robert Kubica po raz kolejny nie potrafił nawiązać walki z rywalami i zajął ostatnie 20. miejsce. Większość kierowców zdublowała zawodnika Williamsa. Po raz pierwszy w tym sezonie zawody nie zakończyły się zwycięstwem któregoś z kierowców Mercedesa, ale w klasyfikacji generalnej wciąż prowadzi duet z tego teamu. Pierwsze miejsce zajmuje Lewis Hamilton, drugi jest Valttieri Bottas. Verstappen dzięki wygranej awansował na trzecią lokatę. WG