Co łączy kierowcę Formuły 1 i debiutanta w serii DTM z mistrzem świata na żużlu? Pozornie nic specjalnego. Ba, Kubica szczerze przyznał, że do niedawna nawet nie kojarzył, kim jest Zmarzlik. Teraz obaj sportowcy należą do jednego zespołu, reprezentując barwy Orlen Teamu. I właśnie za sprawą tytularnego sponsora obaj świetni przedstawiciele motorsportu spotkali się za pośrednictwem czatu internetowego, każdy ze swojego miejsca zamieszkania. Obaj podnosili wiele ciekawych kwestii, zabierając głos na temat specyfiki swoich dyscyplin, pojawił się także wątek koronawirusa, ale również opowiadali o swoich początkach. W tym kontekście wspominali, jakie pierwsze motoryzacyjne cacka dawały im frajdę, gdy byli dziećmi. Zmarzlik przypomniał quada, którego konstrukcja od początku do końca była dziełem "złotej rączki", czyli taty żużlowca. Z kolei bardzo ciekawą historię swojego drugiego samochodu w życiu przytoczył Kubica. - To była miniatura takiego, który się ścigał w Le Mans. Miał silnik spalinowy i rozpędzał się do 90 km/h! Mój tata go kiedyś sprzedał i urwał się po nim ślad, a potem mój znajomy mówił, że go ma. Kupił cały zardzewiały, ale zrobił z tego nówkę i w końcu w 2015 czy 2016 udało mi się go od niego odkupić - opowiadał najlepszy polski kierowca. Okazuje się, że autko pozostawało na terenie województwa małopolskiego. - Pojechałem busem pod Kraków z Włoch, gdzie wtedy miałem "rajdownię" i przywiozłem. Powiem szczerze, to naprawdę była fest konstrukcja. Problem był taki, że miał tylny napęd, mocny silnik, był lekki i strasznie zżerał opony. Szybko poszedł na bok, bo nie mogliśmy znaleźć takich opon - wspominał krakowianin. Art