W ubiegłym miesiącu Formuła 1 zawitała do Melbourne, gdzie miała nastąpić inauguracja nowego sezonu. Wyścig o Grand Prix Australii jednak się nie odbył z powodu pandemii koronawirusa. Organizatorzy długo zwlekali z decyzją o odwołaniu zawodów. Dzień wcześniej Hamilton w rozmowie z dziennikarzami był "zaskoczony", że w ogóle bierze się pod uwagę rozegranie wyścigu. Mistrz świata oskarżył włodarzy o F1, że robią to tylko dla pieniędzy. "Gotówka jest królem. Niewiele mogę dodać" - stwierdził wówczas Brytyjczyk. Dyskusja nad odwołaniem wyścigu rozgrzała po tym, jak u jednego z członków McLarena wykryto koronawirusa i zespół postanowił się wycofać. Według doniesień, Toto Wolff podczas rozmów z innymi szefami ekip początkowo był za tym, żeby wyścig jednak się odbył. Kilka godzin później zmienił zdanie, kiedy włodarze Daimler-Benz AG uświadomili mu, że z punktu widzenia PR-owego to będzie koszmar. Ostatecznie wyścig odwołano. Formuła 1 spakowała się i pojechała do domu.W ostatnich dniach pojawiły się pogłoski, że w Melbourne doszło do kłótni między Hamiltonem a Wolffem. Brytyjczyk nie chciał się ścigać i podobno był zły na swojego szefa. Wolff zaprzeczył tym plotkom."Całkowity nonsens" - powiedział Wolff gazecie "Osterreich". "Często rozmawialiśmy z Lewisem w Australii, także tej nocy, kiedy nastąpiło odwołanie wyścigu. Nasze relacje są bliższe niż kiedykolwiek" - dodał.Hamilton i Wolff nie przedłużyli jeszcze kontraktów z Mercedesem. Sześciokrotny mistrz świata kilka razy już mówił, że jego przyszłość może być związana z Austriakiem. Wolff zaznaczył, że prowadzi negocjacje ze swoimi szefami. Zaznaczył również, że na ten temat często rozmawia także z Hamiltonem. "Ale nie ma w tym nic dramatycznego. Wszystko wskazuje na to, że będziemy kontynuować współpracę w podobnej formie jak dzisiaj" - zakończył. Z powodu pandemii koronawirusa odwołano lub przełożono już osiem z 22 planowanych w tym roku rund mistrzostw świata F1. Na całym świecie stwierdzono już ok. 1,3 mln przypadków zakażenia koronawirusem. Spowodował on śmierć ponad 70 tysięcy osób.RK