Toto Wolff jest ojcem sukcesów Mercedesa i stał na czele zespołu, gdy ten sięgał po tytuły mistrzowskie w obu klasyfikacjach w ostatnich latach. Austriak stworzył perfekcyjną maszynę, która budzi postrach wśród rywali i jest niedoścignionym wzorem do naśladowania. Od paru miesięcy słychać jednak, że ta współpraca może niebawem dobiec końca. Wolff był przez wielu przymierzany do objęcia roli szefa Formuły 1. Była to na tyle poważna opcja, że rywale wymusili umieszczenie w regulaminie zapisów zabraniających objęcie stanowisk we władzach serii przez aktualnych szefów zespołów. Wkrótce pojawiły się kolejne plotki, tym razem związane z możliwością przejścia Wolffa do Ferrari. W Scuderii od lat brakuje charyzmatycznego lidera, lecz taki scenariusz nie byłby łatwy do realizacji. Po pierwsze, Wolff jest współwłaścicielem zespołu Mercedesa i musiałby wyjść z tego układu, a po drugie, łączy go szczególna więź z Lewisem Hamiltonem i mówi się, że sześciokrotny mistrz świata pójdzie za swoim szefem. Na razie Austriak stara się robić wszystko, aby wywiązać się jak najlepiej z obecnej roli, lecz z całą pewnością pracuje już nad planem B. Tym bardziej, że kryzys spowodowany pandemią koronawirusa może spowodować skutki niemożliwe do przewidzenia. Podczas weekendu w Australii okazało się, że koncepcje Wolffa nie zawsze są zgodne z linią koncernu. Po stwierdzeniu przypadku koronawirusa w padoku F1 z inauguracji sezonu wycofał się McLaren, a szefowie pozostałych zespołów zebrali się na nadzwyczajnym spotkaniu, by głosować, co robić dalej. Przebieg spotkania był oczywiście niejawny, ale Wolff był podobno zwolennikiem przeprowadzenia wyścigu, bo jego zespół był zdecydowanym faworytem. Wkrótce jednak zmienił pogląd - podobno po rozmowie telefonicznej z szefem Daimlera Olą Källeniusem, z której miał się dowiedzieć, że wykorzystywanie niedyspozycji rywali nie jest postawą, z jaką koncern chce być kojarzony. Wolff miał też narazić się szefowi przy okazji protestu zespołów niezadowolonych z faktu, że FIA zamknęła nierozwiązane śledztwo w sprawie rzekomego łamania regulaminu przez Ferrari. Choć rywale podpisali się w kolejności alfabetycznej, pomysłodawcą buntu miał być Wolff. Centrala koncernu prawdopodobnie nie była poinformowana przez Austriaka o zamiarach, bo kilka dni później polecono mu wycofać się ze sporu, również z przyczyn wizerunkowych. Kryzys relacji Wolffa z Daimlerem wiąże się zapewne z faktem, że szefem koncernu nie jest już od blisko roku Dieter Zetsche, który darzył Austriaka dużym zaufaniem i dawał mu wolną rękę w podejmowaniu decyzji. Gdy stery przejął Ola Källenius, sytuacja uległa zmianie. Mający polskie korzenie Wolff (jego matka pochodzi z Częstochowy) ponoć bardzo dobrze dogaduje się z Lawrence’m Strollem, którego zespół Formuły 1 będzie od następnego sezonu sygnowany marką Aston Martin. Kanadyjski inwestor miał już podobno położyć na stole ofertę kontraktu, a wizja zmiany barw przez Wolffa stała się dużo bardziej realna. Wolff co prawda zdementował pogłoski, ale wiadomo jak to jest. Gdy pojawia się dementi, to znaczy, że coś jest na rzeczy... Gdyby taki scenariusz miał się ziścić, oznaczałoby to prawdziwe trzęsienie ziemi w światku Formuły 1. Czy zwycięska formuła Wolffa sprawdzi się w innym zespole? Czy mistrzowska maszyna, jaką jest zespół Mercedesa, zacznie się zacinać po odejściu szefa? Kto zacznie wtedy wygrywać? Czy Daimler pozostanie w mistrzostwach, nie mając gwarancji sukcesów? To tylko niektóre pytania, które być może zaczniemy sobie zadawać już za kilka miesięcy. Grzegorz Gac