PZPN pozoruje walkę z korupcją - tak było i za kadencji Michała Listkiewicza, tak jest za obecnego prezesa Grzegorza Laty. PZPN wcale nie musi się oglądać na prokuratorów, czy sąd, aby bezwzględnie zwalczać korupcję, która według statutu FIFA nie przedawnia się. Lepiej jednak gwizdać na wietrze, niż rozwiązywać rzeczywiste problemy... Przygotowując program "Kulisy Sportu", a także zbierając materiał do książki "Selekcjonerzy - od Górskiego do Smudy", rozmawiałem kilka razy z Januszem Wójcikiem. Mimo strasznego wypadku, w którym rozłupał sobie czaszkę i na stole operacyjnym trzy razy był w stanie śmierci klinicznej, nie zmienił się ani na jotę. Tupet - by nie powiedzieć, że arogancja - to była postawa, która zawsze go charakteryzowała. Nie zmieniły tego doświadczenia z ostatnich kilkunastu miesiący. Kiedy w "Kulisach Sportu" zadaję mu pytania o aferę korupcyjną, na wszystko miał gotową odpowiedź. I wszystkiemu zaprzeczał. Zanim włączona została kamera, przeanalizowałem niezwykle skrupulatnie prowadzoną stronę internetową "piłkarskamafia.blogspot.com". To wielka praca dziennikarza radiowego z Wrocławia, Dominika Panka. Kiedy mówię Wójcikowi o 16 zarzutach w sprawie Świtu Nowy Dwór Mazowiecki, odpowiada, że było ich 11, ale jest mniej. Kiedy dopytuję się o ponad 300 połączeń z Fryzjerem w dwa miesiące, Wójcik bez zmrużenia oka odpowiada: "Nie, tylu nie było". I tłumaczy, że Świtu nikt nie dopuszczał do piłkarskiego pokera, w którym - ma się rozumieć - grano znaczonymi kartami. Kiedy nawiązuję do meczów z 1993 roku, kiedy to Legia gromiła Wisłę, a ŁKS Olimpię, Wójcik - ówczesny trener Legii - mówi: "My tylko kontrolowaliśmy sytuację, mając o trzy bramki lepszy bilans od ŁKS-u". Wójcik po zatrzymaniu w sprawie korupcji w polskiej piłce zeznawał dwa razy. Najpierw w październiku 2008 roku przez 12 godzin w prokuraturze, a później po wypadku przyjął prokuratorów Krzysztofa Grzeszczaka i Roberta Tomankiewicza w swoim domu. Wówczas zmienił już taktykę. We Wrocławiu złożył obszerne wyjaśnienia, które opublikował poniedziałkowy "Przegląd Sportowy". W Warszawie nie był już tak wylewny. Jak oświadczył w ostatnich dniach: "Mówiłem im - na co panowie mnie namawiają?". Kiedy jeden z prokuratorów użył słowa "prawdopodobnie", odparł: "Prawdopodobnie to ja byłem w kosmosie". "Ja oczywiście nikogo nie straszę, ale niech każdy się zastanowi, co powie - bo ja też mam dobrą pamięć mimo wypadku i wszystkie szczegóły mogę bardzo dokładnie przytoczyć" - tak Wójcik podsumował swój występ w "Kulisach sportu". Kiedy szef sportu w Polsacie, Marian Kmita zapytał mnie o wrażenia po wywiadzie z Wójcikiem, od razu przyszedł mi na myśl ten cytat. "Ja oczywiście nikogo nie straszę, ale..." - cały Wójcik w jednym zdaniu. Jednak były selekcjoner zapomniał, że w wielkim procesie Fryzjera - na 113 oskarżonych - jedna trzecia poddaje się karze. Czyli śpiewa, że hej. Wojciech Sz., który zatrudnił Wójcika w Świcie, dobrowolnie poddaje się karze - 4 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat i półmilionowa grzywna (za działania korupcyjne w Świcie i Widzewie). Ufoludków w środowisku polskiej piłki jest zresztą więcej. Michał Listkiewicz w niedawnym wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" mówi, że nieszczęsną deklarację o "jednej czarnej owcy" (po aresztowaniu pierwszego arbitra w 2005 roku) wygłosił wylegując się na leżaku na działce. A ja myślę, że powiedział to w Canal Plus, odpytywany przez Tomasza Smokowskiego i Andrzeja Twarowskiego. W poniedziałkowym "Super Expressie" - nota bene mającym bardzo dobry dział sportowy - Listkiewicz pisze o "psich kupach", w które wdeptują w Warszawie "ważni funkcjonariusze UEFA". "Wszechobecny brud może nam przynieść więcej wstydu niż niedokończone drogi czy lotniska". Pytanie do "ufoludków" - a ile zła przyniosła polskiej piłce wszechobecna korupcja? No ileż?! I kiedy zaczniecie o tym poważnie rozmawiać? Po 361 osobach z postawionymi zarzutami jeszcze nie pora?! Dyskutuj na blogu Romana Kołtonia