Zapraszamy na relację na żywo z finału Ligi Mistrzów Czerpię swoje przekonanie z nastawienia do futbolu Louisa van Gaala, prowadzącego Bayern Monachium. W dzisiejszym "Bildzie" znajduję trzecią część opowieści Holendra pod tytułem "Mój niesamowity rok w Bayernie". Van Gaal na łamach największego niemieckiego dziennika pisze: "Między mną a Mourinho jest następująca różnica - ja trenuję moich piłkarzy tak, aby grali atrakcyjnie i potrafili zdominować każdego rywala, co ma ich doprowadzić do zwycięstwa. Mourinho trenuje ich tylko tak, aby wygrywali. W jakim stylu, nie ma to dla niego znaczenia...". Doceniam Inter Mediolan i wkład Jose Mourinho w rozwój tej drużyny. Jestem przekonany, że gdyby nie Portugalczyk, to dalej kończyliby swoją przygodę z Champions League co najwyżej w 1/8 finału, albo góra w ćwierćfinale. Mourinho pracuje nad taktyką, ale przede wszystkim nad głowami swoich zawodników. Jednak Portugalczyk gdzieś jest w... biegu do Realu Madryt. Inter pod koniec sezonu stracił impet. A to traci trzy gole z Chievo, a to niemiłosiernie męczy się ze zdegradowaną Sieną. Tymczasem Bayern strzela po trzy-cztery bramki! Dla zespołu Van Gaala nie ma znaczenia, czy jest to rewanż w półfinale Ligi Mistrzów z Lyonem, czy zdegradowana Hertha, czy też pełen energii Werder w finale Pucharu Niemiec. Pytany jestem o brak Francka Ribery'ego w podstawowej "jedenastce" Bayernu. W moim przekonaniu nie ma to większego znaczenia. Hamit Altintop swego czasu - za poprzednich trenerów Bayernu - potrafił wygryźć ze składu Bastiana Schweinsteigera. Turek jest świetny z piłką, jak i walcząc o nią. Potrafi strzelić z dystansu, ale i niekonwencjonalnie podać. Owszem - atutem Ribery'ego są rajdy. Jednak Bayern swój najlepszy mecz w tej edycji Champions League - na Stade Gerland w Lyonie - zagrał z Altintopem w podstawowej "jedenastce", bo już wtedy Francuz pauzował za czerwoną kartkę. Ribery nie jest tym samym piłkarzem, co w poprzednich sezonach. Jestem fanem "calcio". W latach osiemdziesiątych XX w. to była najlepsza liga świata, którą żyłem choćby ze względu na Zbigniewa Bońka, Michela Platiniego i Diego Maradonę. Znam Bundesligę też od lat osiemdziesiątych, a szczególnie zacząłem się nią interesować po transferze Mirosława Okońskiego z Lecha do HSV. Kiedy dochodzi do starcia niemiecko-włoskiego, z reguły stawiam na przedstawiciela Seria A. Dziś jest inaczej - oczyma wyobraźni widzę piąty triumf Bayernu Monachium w Pucharze Europy. Na marginesie - futbol potrafi weryfikować takie prognozy. Żyjmy dziś pięknym starciem dwóch wielkich klubów, prowadzonych przez dwóch niesamowitych trenerów... Finał LM, czyli jak zarobić miliony w 90 minut!