W maju 1952 roku Polska pojechała na dwa mecze do Moskwy. Szczyt komunistycznego terroru. Stalin umrze dopiero w następnym roku. Rosja - Polska. Ludzi z Ruchu Chorzów najwięcej PZPN wystawił reprezentację Polski, generalnie najsilniejszą na jaką było nas stać. W numerze sobotnio-niedzielnym z 10-11 maja 1952 roku katowicka "Trybuna Robotnicza" napisała lakonicznie: "Piłkarze polscy odlecieli do Moskwy. W piątek odleciała do Moskwy z lotniska w Warszawie ekipa piłkarzy polskich w składzie: Stefaniszyn, Skromny, Gędłek, Cebula, Glimas, Tim, Suszczyk, Sobek, Cieślik, Alszer, Krasówka, Wiśniewski, Jaśkowski, Jerominek i Korynt. Kierownikiem ekipy jest Fijałka [w rzeczywistości płk Fijałek, przyp. aut.]. Z piłkarzami odlecieli również trenerzy Kiraly i Koncewicz oraz sędzia Aleksandrowicz." Ruch miał wówczas najsilniejszą drużynę, był mistrzem Polski więc nic dziwnego, że w ekipie znalazło się aż pięciu jego zawodników. W reprezentacji znalazło się także dwóch piłkarzy Szombierek. Zagrali oni w pierwszym, niezwykłym meczu, który odbył się na stadionie Dinama. Według szacunków przyszło na mecz 80 tysięcy ludzi. Nie spodziewali się tego co się stało - nikt się nie spodziewał. Rosja - Polska. Gruzin na pomoc Niektórzy uznają, że PZPN wysyłał drużynę na mecze pierwszych reprezentacji. W przeddzień meczu w 'Przeglądzie Sportowym" sędzia Grzegorz Aleksandrowicz informował bowiem, że będą to spotkania reprezentacji. W takim wypadku byłoby to pierwsze oficjalne spotkanie obu drużyn. Tymczasem potem okazało się, że 11 maja 1952 roku zagrały ze sobą reprezentacje... Warszawy i Moskwy. Reprezentacja Warszawy nie była to na pewno. Polacy zagrali bowiem w składzie: bramkarz Legii Warszawa - obrońca Wisły Kraków, obrońca Ruchu Chorzów, obrońca Cracovii - pomocnik Ruchu, pomocnik Ruchu - prawoskrzydłowy Polonii Bytom, prawy łącznik Szombierek, środkowy napastnik Ruchu, lewy łącznik Ruchu i lewoskrzydłowy Szombierek. Jeden człowiek z warszawskiego klubu w składzie. Z kolei u gości występowali gracze klubów moskiewskich, ale w tamtych czasach i nie tylko - reprezentacja CCCP opierała się na zawodnikach z Moskwy. W dodatku w ataku wystąpił Awtandil Gogoberidze, gwiazda Dinama Tbilisi. Rosja - Polska. Nowy system nawadniania w ZSRR Dziennikarz i historyk futbolu Andrzej Gowarzewski uważał, że było to oszustwo, że gospodarze dopiero na miejscu zmienili rangę meczu. Moje zdanie jest inne. Świadczyć o tym może program meczowy wydany na to spotkanie. Anonsował grę, w której miały spotkać się "Sbornaja kamanda polksoj riespubliki" i "Sbornaja kamanda Maskwy". Takiego programu nie dało się wydrukować w dniu meczu. W grę wchodzi oczywiście rozwiązanie, że Rosjanie powiedzieli Polakom, że będzie to mecze pierwszych reprezentacji a sami od początku wiedzieli, że będzie inaczej. To chyba jednak raczej mało prawdopodobne. Tak czy inaczej - Polacy wygrali ten mecz! 11 maja na pierwszej stronie "Trybuny Robotniczej" można było przeczytać o nowym systemie nawadniania z ZSRR, o liście hutników do prezydenta Bolesława Bieruta, dalej o wzroście bezrobocia w Anglii, o tym, że "chłopi śląscy ze zrozumieniem przyjęli dekret o obowiązkowej dostawie mleka". Było też o sukcesie Polaków na stronie 4. "Przed spotkaniem Polaków powitał w serdecznych słowach przewodniczący Moskiewskiego Komitetu Kultury Fizycznej Rogulski. W imieniu ekipy polskiej odpowiedział, dziękując za gościnne, serdeczne przyjęcie, pułkownik Fijałek"."Tuż przed końcem pierwszej połowy strzał Krasówki trafia w poprzeczkę, poprawka wędruje w aut. Pierwsza połowa 0-0. Na boisko wchodzi jeden z najpopularniejszych piłkarzy Związku Radzieckiego - Bobrow. Z miejsca "wkupia" się wspaniałym strzałem, który, na szczęście dla Stefaniszyna, idzie obok słupka" - relacjonowała "Trybuna Śląska". 10 minut przed końcem okazję wykorzystuje Gerard Cieślik i strzela jedyną bramkę w tym meczu. Pokonał bramkarza strzałem ze szpica. Polacy mogli wygrać nawet wyżej, ale 3 minuty przed końcem Henryk Alszer trafił w słupek. Rosja - Polska. Co z tym fantem począć? Bardzo symptomatyczne co na temat tamtych spotkań Cieślik powiedział Rafałowi Zarembie, autorowi jego biografii "Urodzony na boisku". "Byliśmy w Moskwie z okazji jubileuszu Stalina. Mieliśmy rozegrać międzynarodowy mecz ZSRR - Polska. Ostatecznie jednak ktoś wymyślił, że drużyny wystąpią jako reprezentacje Moskwy i Warszawy. [...] Kiedy wygraliśmy, nie wiedziano z tym fantem począć., bo nasze zwycięstwo oznaczało, że uroczystości jubileuszu "Wielkiego Stalina" nie przebiegają jak należy. Nawet nasze diety przez tę nieoczekiwaną wygraną stanęły pod znakiem zapytania" - opowiadał. Ostatecznie jednak po drugim meczu zostały wypłacone. Rosja - Polska. Przyjęli to z ulgą "Trybuna Robotnicza" anonsowała, że "w środę [14 czerwca 1952 roku, przyp. aut.] odbędzie się oficjalne międzypaństwowe spotkanie ZSRR - Polska". Wygląda jednak na to, że jeśli takie były plany to gospodarze się przestraszyli i zmniejszyli rangę rewanżu. To znów był mecz Moskwa - Warszawa, choć śląska gazeta jeszcze w dniu meczu anonsowała go jako spotkanie ZSRR - Polska. Po grze pisała już o niej jako meczu reprezentacji Moskwy przeciw reprezentacji Polski. Tym razem wygrali gospodarze 2-1, co przez wiele czynników w Polsce musiało zostać przyjęte z ulgą. "Mieszkańcy Moskwy nie zawiedli się; gra stała na wysokim poziomie, była niezwykle emocjonująca a nasza drużyna wzniosła się do poziomu piłkarzy moskiewskich" - pisała "Trybuna Robotnicza". Gole dla gospodarzy strzelił Bobrow, dla Polaków - oczywiście Cieślik. Cieślika Rosjanie musieli zapamiętać. Dwa lata później, już po śmierci Stalina, w 1954 roku reprezentacja Polski znów wygra pod Kremlem z reprezentacją Moskwy - tym razem 2-0 po golach Cieślika i innego Ślązaka - Lucjana Brychczego. Z kolei w 1969 roku w Wołgogradzie Polacy wygrają aż 4-0 z olimpijską reprezentacją ZSRR (trzy gola Andrzeja Jarosika, jeden Kazimierza Deyny) a rok później - znowu w Moskwie - Liga Polska wygra z Ligą ZSRR 2-0 po bramkach Roberta Gadochy i Mariana Kozerskiego. To już jednak inne historie.