Pewien włoski dziennikarz po wywiadzie z Leo Messim zrozumiał, dlatego to właśnie Argentyńczyk uchodzi za najlepszego dryblera na świecie. Przygotował się do rozmowy wszechstronnie, skonstruował pytania tak, iż wydawało mu się niemożliwym, by rozmówcy, choćby przez przypadek, nie wyrwało się coś kontrowersyjnego. Tymczasem po dość długim dialogu czuł się bezradny tak samo, jak rywale wykiwani przez Argentyńczyka na boisku. Messi, który ze swoją prostolinijnością i nieśmiałością sprawia wrażenie łatwej ofiary dla doświadczonego pracownika mediów, doskonale wie, czego powiedzieć nie powinien. "Mówię, co myślę, ale nie żądajcie ode mnie, żebym pchał się w konflikty i atakował ludzi, których znam wyłącznie z boiska" - tłumaczy. O Mourinho Messi mówić nie chciał. Powtórzył tylko ogólnie znany fakt, że zdecydowana większość piłkarzy, którzy pracowali z Portugalczykiem wyraża się o nim pozytywnie. "Ale on mówi, że gra Barcelony, czy reprezentacji Hiszpanii jest jałowa i nudna" - naciskali dziennikarze Messiego. "Tak?" - zdziwił się Argentyńczyk. "Ja kilka razy grałem przeciw Hiszpanom i nigdy w życiu bardziej niż wtedy nie nabiegałem się po boisku nie mogąc dotknąć piłki". Na niektóre pytania Messi odpowiedzi zwyczajnie nie zna. "Kto jest lepszy Xavi, czy Iniesta? A skąd ja mam to wiedzieć? Nie umiem zrobić na boisku tego, co oni, ale mam wielkie szczęście, że trafiłem z nimi do drużyny. Ten zespół pozwolił mi zdobyć wszystkie trofea, wyróżnienia i gole. Bez niego nic bym nie miał. Żadnej Złotej Piłki". Messi, czyli przyzwoity gość Niektóre stwierdzenia Argentyńczyka "pachną" wręcz nieznośną idyllą. Mówi, że bardziej interesuje go bycie przyzwoitym człowiekiem, niż najlepszym piłkarzem na świecie. "Poza golami i trofeami, na boisku zdobywamy kolegów i przyjaciół. Bardzo bym chciał, żeby kiedyś wspominali mnie, jako przyzwoitego gościa". Czy często kłóci się z kolegami z Barcelony? Częściej z rywalami i sędziami, bo do nich miewa pretensje. W drużynie kadetów, w której grał z Fabregasem i Pique, ten ostatni pełnił podwójną rolę: był także bodyguardem dla maluchów. Już wtedy Gerard przerastał wszystkich o dwie głowy i gdy było trzeba chronił mniejszych kumpli przed atakami silniejszych rywali. Dlatego miał ksywkę "tata". Tamtą drużynę prowadził jakiś czas Tito Vilanova. To on dał Messiemu szansę gry w podstawowym składzie, nie przeszkadzało mu, że argentyński mikrus był przesadnym egoistą i wyjątkowo niechętnie podawał piłkę kolegom. A przecież jedną z fundamentalnych zasad "La Masia" jest gra z pierwszej piłki, lub najwyżej na dwa kontakty. Messi mówi, że wszystko zawdzięcza Barcelonie, tymczasem wygląda na to, że nie pozwolił się zmienić słynnej szkółce klubu z Katalonii. "Kiedy patrzę na Leo, widzę tego samego 14-latka dryblującego między rywalami wyższymi od niego o głowę, lub dwie. Tyle, że dziś robi to z obrońcami najlepszymi na świecie" - opowiada Vilanova. Czy było więc coś dziwnego w tym, że zmianę trenera w klubie z Katalonii Argentyńczyk odruchowo skwitował uśmiechem? "Pep to fenomen. Drugiego takiego trenera pewnie nie spotkam w życiu. Ale Tito pomagał mu cztery lata, więc nie da się powiedzieć, iż nie wie, jak wydobyć z nas to, co najlepsze". Idylla w szatni Barcelony to kolejny temat nurtujący dziennikarzy. Przecież to brzmi jak zabieg pijarowski, że grupa gwiazd żyje tak długo w harmonii i zgodzie. "Nikt nie wie jak dobrze nam ze sobą i pewnie nikt mi nie uwierzy. Za największą zaletę tej drużyny uważam jednak ambicję. Po tym wszystkim, co wygraliśmy, wystarczy jeden wewnętrzny sparing na treningu, by rozgrzać nas do czerwoności. Ta grupa nienawidzi przegrywać". Messi zapewnia, że żaden gol, czy nawet hat trick nie jest pocieszeniem po porażce. "Dlatego nie wychodzę na boisko, by strzelać bramki, ale żeby wygrywać" - dodaje sugerując, że zagrałby w tyłach, gdyby była to droga do zwycięstwa. Zapytano go o niechęć do zajmowania miejsca na ławce dla rezerwowych wracając aż do finału Champions League w 2006 roku, kiedy Frank Rijkaard nie wystawił go do gry przeciw Arsenalowi. "Czy wybaczyłeś to już trenerowi?" "Byłem wtedy za młody by zrozumieć i zaakceptować decyzję Rijkaarda. Zrozumiałem ją znacznie później. Ponieważ bez niego nie byłbym teraz tu, gdzie jestem, więc nie mam do niego złości, czuję wyłącznie wdzięczność" - powiedział Messi. Leo chwali grę Realu i Casillasa Największą frajdą dla Argentyńczyka są zwycięstwa nad Realem Madryt. Uwielbia grać na Santiago Bernabeu, ze względu na atmosferę na widowni. Pamięta hat trick wbity Ikerowi Casillasowi w swoim pierwszym Gran Derbi na Camp Nou, ale najwyżej ceni zwycięstwo w Madrycie w półfinale Champions League w 2011 roku. "Zachowujesz się zwykle, jakbyś bardzo nie lubił Casillasa" - zażartował dziennikarz. "Przeciwnie. To wybitny bramkarz, z niewiarygodnym refleksem. Kibice wspominają gole, które mu wbiłem, a zapominają o tych wszystkich, których przez niego nie zdobyłem" - powiedział Messi. Co podziwia w zespole Mourinho? Że wystarczy mu pięć sekund, by spod własnej bramki przenieść grę pod przeciwną kończąc akcję golem. Że Real nie musi grać dobrego meczu, by zdobyć w nim trzy bramki. "Pipita Higuain to piłkarz, który dwa razy dotyka piłki, by zdobyć dwa gole" - ocenia Messi. Czy po przyjściu Mourinho do Realu, klasyki stały się bardziej brutalne? "Jest ciężko, coraz ciężej. Ale rywale coraz bardziej nas znają, analizują naszą grę, szukają i odkrywają w niej słabe punkty. Dziś wygrać z Granadą jest trudno, a co dopiero z Realem Madryt" - opowiada Messi. Czy coś go zachwyciło w futbolu w ostatnim czasie? "Tak. Poszedłem na trening siedmiolatków Barcelony i zobaczyłem, że oni grają tak jak my. To niewiarygodne. W innych klubach tak nie jest" - mówi Argentyńczyk. Dodaje, że kontakt z dzieciakami i pomaganie tym z biednych rodzin, napełnia go, nakręca, dodaje satysfakcji i celu w życiu. W ogóle uważa dzieci za najlepsze, najuczciwsze istoty na ziemi. "Czasem się mnie trochę boją. Zwykle oglądają piłkarzy w telewizji i nie bardzo do nich dociera, że można nas też spotkać na ulicy". Za miesiąc Messi będzie ojcem. Syn dostanie na imię Thiago. Nie będzie czuł się samotny, bo także Pique, Pedro, Villa i Valdes spodziewają się potomków. Szatnia Barcy zmieni się w gabinet ojców poszukujących chwili odpoczynku od wrzasku i pieluch? Messi pieluch się nie boi, ćwiczył na bratankach i kuzynach. O dziwo dziennikarz "El Pais" nie spytał Messiego tym razem o rywalizację z Cristiano Ronaldo. Zapewne bał się, że tak jak jego włoski kolega, zostanie wykiwany. Niedawno, gdy Portugalczyk wypowiedział słynne słowa "jestem smutny", hiszpańscy dziennikarze natychmiast pobiegli z tym do Argentyńczyka. "Ja nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie. Nie mam z tym nic wspólnego" - wyjaśnił Messi. Akurat największy dziennik w Hiszpanii miał w tej kwestii zdanie odmienne. Jego kolumnista ocenił, że pierwotnym źródłem smutku Portugalczyka jest brak umiejętności pogodzenia się z faktem, iż jest od niego ktoś lepszy. No i jak Wam się podoba wywiad w "El Pais"? Mówi prawdę Messi, a może znowu tylko wykiwał dziennikarzy? Autor: Dariusz Wołowski Porozmawiaj o artykule na blogu Dariusza Wołowskiego