Tegoroczne występy pucharowe miały zerwać z niechlubną przeszłością, kiedy to nasze eksportowe drużyny w większości odpadały już po fazie kwalifikacyjnej, a w przypadku fartownego losowania po pierwszej lub drugiej rundzie. Niestety, tradycji stało się zadość i Legia przegrała w kompromitującym stylu rywalizację z przeciętnym rywalem, natomiast dwie Wisełki odpadły z dalszej rywalizacji w Lidze Mistrzów i Pucharze UEFA... na własne życzenie. Przypadek Legii był do przewidzenia, bowiem trener Jacek Zieliński w dalszym ciągu nie panuje nad zespołem, co potwierdza tylko słuszność opinii, że za wcześnie ten były wspaniały reprezentacyjny zawodnik został wpuszczony na szerokie wody. W nieco innym świetle należy ocenić występ mistrzów Polski z przeciętnym, by nie powiedzieć "cieniutkim" Panathinaikosem, który w dwumeczu trwającym 210 minut potrzebował zaledwie ok. 60 minut (30 w końcówce drugiego spotkania i dogrywce), by wyeliminować Krakusów, którzy nie ma co ukrywać zaprezentowali się lepiej od rywala - niestety, piłka nożna to nie jazda figurowa na lodzie, gdzie ocenia się zawodników za wrażenie artystyczne. Ogromny udział w końcowym rezultacie ma właściciel Białej Gwiazdy, który w ostatnich kilku miesiącach prowadził wyniszczającą politykę szkoleniowo - kadrową, która w konsekwencji, musiała doprowadzić do greckiej wpadki. W związku z tym bardzo mnie zdziwiła pomeczowa wypowiedz Bogusława Cupiała o rozliczeniu kilku zawodników za niekoniecznie dobrą postawę w pojedynkach o futbolowy raj. Wydaje się, że pan Bogusław, swoją opinią jeszcze bardziej psychicznie "zdołował" swoich podopiecznych, co zaowocowało stratą dwóch punktów w Wodzisławiu, a moim zdaniem powinien najpierw zrobić rachunek sumienia i wyciągnąć wnioski na przyszłość z dotychczasowych błędów, które - z braku miejsca - postaram się wypunktować w telegraficznym skrócie: Zatrudnienie nie bardzo "kumatego" w profesjonalnym futbolu, drugiego Basałaja - w miejsce szanowanego i godnego mistrza Polski prezesa, pana Czerwińskiego, który zaczął urzędowanie na Reymonta od... uwaga, uwaga, kontynuacji dyletanckiej prezesury swojego brata Bogdana i na "dzień dobry" ZAWIESIŁ w prawach trenerskich Henryka Kasperczaka, oraz "wyprosił" z loży VIP-ów, zagorzałego Wiślaka, Marcina Dańca, który podczas swoich publicznych występów, doskonale promował "Lajkoników" i wyrywał sobie resztki włosów, gdy Wisła grała poniżej możliwości. Następnie zatrudnił w drużynie mającej aspirację zawojowania piłkarskiej Europy, trenera Wernera Liczkę, który szkoląc piłkarzy Górnika Zabrze zanotował "sukces", w postaci kilkunastu porażek pod rząd. Jeśli chodzi o politykę kadrową, to do historii futbolowego kabaretu przeszło już dwumiesięczne - styczeń - luty - "kupczenie" Maćkiem Żurawskim, który według prasowych zapowiedzi dyletanta Janusza Basałaja miał grać w ... Turcji, Hiszpanii, Rosji, Austrii i cholera wie gdzie jeszcze... Takie profesjonalne działanie prezesa, musiało doprowadzić do fatalnego (zamiast ciężko trenować jeździł i negocjował warunki) przygotowania najlepszego piłkarza występującego na naszych boiskach do sezonu, co zaowocowało nieudaną wiosną i "krótkotrwałą ławą" w Celtiku. Teraz już chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że takie "tfu...rcze - fachowe" działanie braci B. musiało doprowadzić do destabilizacji (co było już widoczne w rundzie wiosennej) formy drużyny i nawet przyjście do zespołu Jurka Engela nie pomogło wygrać rywalizacji ze słabiutkimi Grekami. Jeśli do tego dodać bezmyślną "drugą żółć" Radosława Sobolewskiego, oraz nietrafioną zmianę (zdjęcie szybkiego Brożka, zamiast kontuzjowanego i statystującego Franka) to i nie dziwota, że kilku Wiślaków płakało, z wściekłości, po meczu. A tak na marginesie, to jeśli potwierdzą się pogłoski o zatrudnieniu - w nagrodę za dewastację krakowskiego klubu - Bogdana Basałaja, jako jednego z decydentów spółki Ekstraklasa, to tylko wypada sparafrazować słowa angielskiego hymnu i zaśpiewać: Boże chroń polską piłkę przed takimi fachowcami. Podobnie miała się sprawa z "Nafciarzami", którzy, szczególnie w drugim spotkaniu byli zdecydowanie lepsi, jednak dzięki "fałszywemu gwizdkowi" z Islandii i... własnemu zawodnikowi, Zilicowi zostali wyeliminowani z dalszych rozgrywek. Jeśli chodzi o sędziego, to my, kibice zdążyliśmy się już przyzwyczaić do tego, że arbitrzy "przeważnie: gwiżdżą na korzyść nie tylko bogatszej, ale i tej drużyny, której przedstawiciele zasiadają w europejskich władzach. Natomiast, niczym nie można wytłumaczyć idiotycznego postępku strzelca bramki - dającej upragniony awans - Zilića, który podbiegł do trybuny, tylko po to, żeby zademonstrować swoją muskulaturę, za co stronniczy sędzia, w tym konkretnym przypadku, jak najbardziej słusznie pokazał mu żółty kartonik, który trzy minuty później (druga żółć za nic) okazał się brzemienny w skutkach. Reasumując, nic tak nie boli, jak porażka na własne życzenie i należy mieć nadzieję - czego życzę Pawłowi z całego serca, by reprezentacja w pełni wykorzystała swoją szansę i po dwóch wrześniowych zwycięstwach w Chorzowie i Warszawie zapewniła sobie - bez względu na wynik pojedynku z Anglikami w Manchesterze - awans do niemieckich finałów. Jan Tomaszewski W związku z obraźliwymi tekstami komentarzy dotyczących felietonów Jana Tomaszewskiego, uprzejmie informujemy, że nie będziemy publikowali anonimowych komentarzy, w których zamiast merytorycznej dyskusji, będą zawarte wyzwiska, pogróżki i obraźliwe epitety pod adresem naszego współpracownika. Jeśli ktoś z zainteresowanych czuje się pokrzywdzony tekstem Jana Tomaszewskiego, ma prawo dochodzić sprawiedliwości drogą prawną. Jednocześnie informujemy, że zamieścimy każdy, nawet najbardziej drastyczny komentarz, ale pod warunkiem uprzedniego sprawdzenia danych osobowych autora, by pan Jan Tomaszewski mógł dochodzić swoich praw w sądzie powszechnym. PS. Najważniejsze wydarzenia z Idea Ekstraklasy (bramki, akcje, kontrowersje) możesz śledzić w serwisie http://magazynligowy.interia.pl/