Nic bardziej błędnego, bowiem marzę o tym, by móc wypowiadać się w samych superlatywach o prawidłowej działalności ludzi sportu, doskonałej polityce szkoleniowo - kadrowej, wspaniałej bazie, itp., co oczywiście nie gwarantuje światowych sukcesów, bo do osiągnięcia tego celu potrzebni są nieprzeciętnie utalentowani zawodnicy. W krajach, gdzie istnieje prawdziwe - w przeciwieństwie do naszego pseudo profesjonalizmu - sportowe zawodowstwo nie ma miejsca na skandaliczne zachowanie sportowców, cykliczne (w większości tuszowane przez działaczy) afery i niezgodną z prawem działalność, która w konsekwencji musi doprowadzić do patologii, która ma ogromny wpływ na końcowy wynik sportowy. Niestety, u Nas - póki co - mamy bardzo utalentowaną młodzież, niejednokrotnie zdobywającą w swoich kategoriach wiekowych miano najlepszych w Europie, czy świecie, natomiast pozostałe, niezbędne warunki (zależne tylko i wyłącznie od prawidłowej pracy działaczy i trenerów) do "produkcji" medalistów wielkich imprez są w opłakanym stanie. Klasycznymi przykładem marnowania talentów (oj w tej konkurencji jesteśmy absolutnymi mistrzami świata) są piłkarze - juniorzy, którzy trzy lata temu zdobyli mistrzostwo kontynentu, oraz ubiegłoroczny zdobywca miana najlepszego skoczka - juniora na naszym globie, Mateusz Rutkowski. Jeśli chodzi o piłkarzy, to pokonani na fińskich boiskach, przez naszych dziewiętnastolatków przeciwnicy, dziś występują z powodzeniem w "Realach", "Barcelonach", "Milanach" , "Manchesterach" i innych renomowanych klubach, natomiast nasi złoci medaliści, w większości, cieniują na krajowych boiskach, a sporadyczne, pojedyncze sukcesy Sebastiana Mili, Przemysława Kaźmierczaka, czy braci Brożków, nie mogą przesłonić fatalnej polityki szkoleniowej z młodzieżą, prowadzonej przez PZPN i polskie kluby. Czarę goryczy w tym temacie dopełnia fakt, że na ubiegłorocznych Mistrzostwach Europy zdecydowany prym na portugalskich boiskach wiedli gracze urodzeni w latach 1975-76. W związku z powyższym mam pytanie do Wydziału Szkolenia PZPN, gdzie teraz grają NASI ZŁOCI CHŁOPCY, którzy konkretnie w tym roczniku zdobyli w 1992 roku tytuł ME w kategorii U-16? Natomiast co się tyczy Rutkowskiego, to dziwnym wydaje się fakt, by nie powiedzieć sportowy sabotaż, że pokonany, przez naszego mistrza, rok temu Słoweniec Rok Benković, dziś należy do ścisłej światowej czołówki wśród seniorów, natomiast Mateusz po prostu spada ze skoczni, a "super obiektywny" komentator TV (notabene, szef szkolenia PZN) wmawia nam, że skok nie był zepsuty, tylko popuszczony wiatr podczas skoku ( czytaj spadania) nie spowodował niezbędnego przyspieszenia lotu naszego Asa. A prawda jest taka, że główną przyczyną takiego spadania (o czym publicznie powiedział Wojciech Skupień) jest niesportowcy tryb życia niektórych naszych "spadaczy", którzy wożą się na plecach Adama po obiektach na których rozgrywane są zawody o Puchar Świata. Niestety, dopiero po nieudanych skokach Adama (co zdarza się najlepszym - Ahonen spartolił skok w drużynówce - mistrzom, bo nie są oni skaczącymi automatami) szef szkolenia zwalił całą winę na trenera Kuttina, czym utwierdził wnikliwych obserwatorów dotychczasowych występ(k)u naszych skoczków (z wyjątkiem Małysza) w przekonaniu, że wzoruje się na politykach rządzących naszym krajem, którzy w przypadku klęski obwiniają wszystkich, tylko nie siebie. A czyja to wina, kiedy przed indywidualnym konkursem na dużej skoczni nasi reprezentanci mówili , cytuję za Tomaszem Zimochem: Najlepiej byłoby, gdybyśmy zamiast na belkę startową pojechali do domów, bo jesteśmy psychicznie zdołowani , natomiast tuż po kompromitującym występie na MŚ, Robert Mateja ma czelność publicznie oświadczyć (przy braku reakcji ze strony szkoleniowców i kierownictwo PZN): Odpuszczam drużynówkę! Ba, tydzień później kierownictwo związku powołuje tego zawodnika na konkurs drużynowy w Lahti, eliminując - bez słowa wyjaśnienia - z reprezentacji mistrza świata juniorów Mateusza Rutkowskiego. A swoją drogą, to panu Apoloniuszowi składam gratulacje za "wyczerpujące" ( czytaj zerowe) odpowiedzi na pytania Macieja Kurzajewskiego, dotyczące degrengolady panującej w naszych skokach, oraz zadowolenia szefa szkolenia ze zdobycia przez naszą drużynę 50 pkt. w PŚ , po pokonaniu jednego rywala, czyli ekipy "zjeżdżających ze skoczni" Estończyków. Co zaś się tyczy narastającej w zastraszającym tempie patologii w działalności Polskiego Związku Piłki Nożnej, to z klinicznym przypadkiem (przysłowiowy rzucony ze szczytu kamyczek, który musiał wywołać lawinę) w tym temacie mamy do czynienia w Łodzi. W telegraficznym skrócie przypomnę: decyzją... poprzedniego zarządu (NADKOMISJI LICENCYJNEJ ?) OZPN w Łodzi , wbrew wszelkim przepisom prawnym, scedowano (w trakcie jesiennej rundy) licencje z będącego (decyzją Walnego Zgromadzenia z dnia 6 września 2004r.) w stanie likwidacji i WYKREŚLONEGO z grona członków PZPN , Stowarzyszenia RTS Widzew, do nowopowstałego Stowarzyszenia Widzew, w którym główne role odgrywa duet Zbigniew Boniek i jeden z głównych aktorów, do dnia dzisiejszego nie wyjaśnionej afery barażowej - Wojciech Szymański. Dzięki takiej zagrywce wierzyciele Widzewa poszli z torbami, bo urzędujący prezes - Władysław Puchalski - nowego tworu publicznie oświadcza, że ogromne długi zobowiązał się spłacić Andrzej Pawelec (kategorycznie zaprzecza, by złożył taką deklaracje), natomiast prawa (do 2006 r.) telewizyjne i reklamowe, które zostały notarialnie przepisane przez szefów RTS-u na Andrzeja Grajewskiego straciły ważność , bo w rozgrywkach występuje "nowy" Widzew , a nie RTS. W świetle takiego oświadczenia, tylko prokurator jest w stanie wytłumaczyć fakt, że na sprawozdaniach meczowych z rundy jesiennej łódzka drużyna występuje pod nazwą RTS-Widzew. Jak było do przewidzenia w ślady doborowego duetu poszły inne kluby, jednak stanowisko PZPN w tej sprawie (jak najbardziej słuszne) jest następujące: Proszę bardzo, ale pod warunkiem przejęcia aktywów i pasywów poprzednika. Odmowę scedowania licencji otrzymało już stowarzyszenie TED Radomsko, które - wzorując się na zagrywce duetu Szymański - Boniek, chciało przejąć prawo do występów w II-lidze od zadłużonego po uszy, RKS Radomsko, a już niedługo "powtórkę z rozrywki" będziemy mieli, gdy zarejestrowane przez katowickich kibiców stowarzyszenie piłkarskie będzie chciało przejąć prawa licencyjne (oczywiście bez długów) od GieKSy. W świetle widzewskiego precedensu, inaczej należy spojrzeć na opieszałość, a właściwie brak reakcji Związku na prawomocny wyrok Trybunału Arbitrażowego PKOL , nakazujący ponowne rozpatrzenie sprawy afery barażowej - co oznacza natychmiastowe przywrócenie statutu pierwszoligowca Szczakowiance, bowiem "kupienie awansu" nagłośnił Szymański, a szarą eminencją PZPN był wówczas "Zibi". Reasumując, chciałbym oświadczyć, że moim pragnieniem jest pisanie o "złotych Otyliach , perfekcyjnych Korzeniach, latających Adamach, czy wiecznie zwyciężających Tygrysach", ale kto zastąpi mistrzów, kiedy Ci będą mieli (co musi być niestety wkalkulowane w ten zawód) zły dzień i przegrają. Zatem jeśli nie wyplenimy sportowej patologii organizacyjno szkoleniowej panującej w naszym sporcie, to zapomnijmy o sukcesach, następców aktualnych mistrzów typu, Jędrzejczak, Korzeniowski, Małysz, czy Michalczewski. Natomiast jeśli chodzi o działaczy, to im prędzej znikną ze sportowej sceny, ludzie typu Zbigniew Boniek, którzy myślą, że skoro byli wspaniałym zawodnikami to mogą działać (w tym konkretnym przypadku, Boniek, jako prezes PZPN do spraw marketingu, do dziś nie został rozliczony ze słynnych zup reklamowych, stumilionowo dolarowego kontraktu, sprzedaży, bez przetargu, praw TV itd.) niezgodnie z prawem, tym szybciej nasz sport będzie NORMALNY. Jan Tomaszewski PS: Jeśli się okaże prawą, że niedawno wybrany szef Wydziału Zagranicznego PZPN Zbigniew Boniek - niczym koń trojański - dogadał się z grupą G-4 i ma zostać prezesem spółki piłkarskiej I-ligi, to... ale o tym za tydzień. W związku z obraźliwymi tekstami komentarzy dotyczących felietonów Jana Tomaszewskiego, uprzejmie informujemy, że nie będziemy publikowali anonimowych komentarzy w których zamiast merytorycznej dyskusji, będą zawarte wyzwiska, pogróżki i obraźliwe epitety pod adresem naszego współpracownika. Jeśli ktoś z zainteresowanych czuje się pokrzywdzony tekstem Jana Tomaszewskiego, ma prawo dochodzić sprawiedliwości drogą prawną. Jednocześnie informujemy, że zamieścimy każdy, nawet najbardziej drastyczny komentarz, ale pod warunkiem uprzedniego sprawdzenia danych osobowych autora, by pan Jan Tomaszewski mógł dochodzić swoich praw w sądzie powszechnym.