Atmosfera w polskiej piłce robi się coraz gęstsza. Wszyscy rzucają jad na lewo i prawo. Cokolwiek nie zrobi PZPN, jest odbierane w sposób negatywny. Działacze mają pretensje do całego świata, a nie zadają sobie podstawowego pytania - czy to przypadkiem nie nasza wina? Zostawmy na razie ewentualnych kandydatów na prezesa Związku. Na razie trzymajmy się od tego z daleka, bo jak zauważyło weszło.com, wygląda to "bardziej na walkę o górne prycze, niż wybory w największym związku sportowym w Polsce".Problemem chwili jest mecz w Bydgoszczy. Zaczyna się ostrzał w moje miasto i na dodatek jego autorzy podpierają się moimi wypowiedziami/. Szczerzę muszę powiedzieć, że zaczyna mnie to lekko denerwować. Nie wycofuję się z wypowiedzi, że przy wszystkich nowych stadionach, entuzjazmie społecznym, pełnych fan zonach, rozegranie pierwszego oficjalnego meczu po Euro w Bydgoszcz, to nie jest idealne wyjście. A nawet trudno zrozumieć taką decyzję. Oczywiście, wszyscy obrócili już problem o 180 stopni i mówi się, że spotkanie to tylko i wyłącznie układ przedwyborczy. To śmiech i kłamstwo, prezes Eugeniusz Nowak na Latę nie głosował cztery lata temu, tak samo jestem przekonany, że nie zrobi tego również w tym roku. Bydgoszcz można rozważać jako organizatora spotkania w kategoriach merytorycznych, a nie pseudopropagandowych. PZPN musi umieć swoich decyzji bronić a nie strzelać sobie w kolano. Można było powiedzieć, dlaczego gramy w Bydgoszczy. Użyć argumentu, że to cztery dni przed Anglią, że nie chcemy wielkiej odpowiedzialności za wynik, że to tylko sparing, że charakter meczu jest typowo treningowy. W PZPN-ie mogli powiedzieć, że z wyliczeń ostatnich dwóch-trzech lat wynika, że na tego typu mecze przychodzi od ośmiu do 15 tysięcy widzów, że koszt organizacji meczu na Narodowym, czy na innym stadionie Euro jest na tyle wysoki, że cała zabawa absolutnie się nie kalkuluje przy tego typu spotkaniach. I tak dalej, i tak dalej... W związku z tym PZPN zdecydował, że gramy nie na wielkim stadionie, ale w Bydgoszczy, czyli podobnie mogło być w przypadku Ostrowa, Kielc, stadionu Cracovii itd. Oczywiście, wszystkich by to nie przekonało, ale można byłoby merytorycznie dyskutować. Natomiast dzisiaj zaczyna się obrażać Bydgoszcz, jej mieszkańców, podpierając się moimi wypowiedziami. Niektórzy robią to w sposób koniunkturalny, przekształcając moje spostrzeżenia. Czy mają w tym jakiś cel? PZPN - jak w przypadku kandydatury Laty - pisze komunikaty i zawiesza je na słupach. To było dobre 40-50 lat temu. Dzisiaj trzeba umieć przekonać, wyjaśnić, umotywować. Związek tego nie robi, bo z góry wie, że z jego zdaniem nikt się nie liczy i nikt go nie posłucha. Dlaczego tak jest, czyja to jest wina, niech sobie sami w PZPN-ie odpowiedzą, a ja zapraszam wszystkich do mojej Bydgoszczy. Niekoniecznie na mecz piłkarski, ale do pięknego, miłego, sympatycznego, czystego grodu nad Brdą, , który co roku udanie organizuje wiele imprez sportowych. Nie tylko piłkarskich, ale też siatkarskich, koszykarskich, czy w lekkoatletyce, jak mistrzostwa Europy. A do moich przyjaciół dziennikarzy mam jedną prośbę: niekoniecznie się trzeba uwiarygadniać podpierając się moim zdaniem, czy moimi wypowiedziami. Trochę więcej wiary we własne siły, czyli tego, czego właśnie brakowało nam na Euro 2012. *** Zbigniew Boniek współpracuje z INTERIA.PL. Pisze u nas felietony, a także prowadzi swojego bloga "Spojrzenie z boku Zibiego". Zapraszamy do lektury! Kolejne teksty Zibiego już niebawem! Autor zainspirował INTERIA.PL do finansowego wspierania Bydgoskiego Zespołu Placówek Wychowawczych z ul. Stolarskiej 2.