Gdyby fortuna sprzyjała Lewandowskiemu, polski supersnajper znów mógł mieć na koncie przynajmniej jednego gola, a także asystę. Najpierw sędzia liniowy uznał, że w momencie podania do Thiago, który zdobył bramkę, "Lewy" wyłuskał piłkę już zza linii końcowej i sędzia główny Siergiej Karasjew nie uznał gola. Z powtórek telewizyjnych nie wynikało, by piłka całym obwodem faktycznie przekroczyła linię. Po chwili przytrzymywany za koszulkę w polu karnym "Lewy" upadł, ale rosyjski arbiter nie zakwalifikował tego przewinienia, jako faul na rzut karny. Lewandowski oddawał też groźne strzały, ale albo brakowało mu precyzji, albo na posterunku stawał bramkarz Craig Gordon, instynktownie interweniując. "Lewy" za to przysłużył się do pierwszej bramki, autorstwa Thomasa Muellera. Napastnik Bawarczyków celnie główkował, bramkarz sparował piłkę, ale nadbiegający reprezentant Niemiec posłał ją do bramki. Tymczasem na trybunach, na piękne wspominki, wzięło żonę Roberta Lewandowskiego. Pani Anna, dopingująca męża na pięknym stadionie Allianz Arena, postanowiła przypomnieć, jak jeszcze dekadę temu wyglądała piłkarska rzeczywistość najlepszego polskiego piłkarza. "Pomyśleć, że 10 lat temu kibicowałam Robertowi na stadionie Znicza Pruszków, kiedy grał w II lidze, a teraz na stadionie Bayernu Monachium na meczu Champions League... Piękne. To jest dowód na to, że ciężką pracą można osiągnąć sukces!" - napisała znana trenerka fitness i dietetyczka. Obok zdjęcia pojawiła ogromna ilość komentarzy. Jedna z użytkowniczek przyznała rację Lewandowskiej: "To idealny dowód na to, że warto mieć marzenia i ciężko na nie pracować". Art