Klopp nie chciał, aby jego piłkarze wracali do domu ze spuszczonymi głowami. Dlatego postanowił zorganizować imprezę na zakończenie sezonu. Rozpoczęła się dopiero ok. 1.40 w berlińskim klubie "Kraftwerk". Trener Borussii chwycił za mikrofon i wygłosił płomienną mowę. oto ona: "Chcę teraz coś powiedzieć. Życie polega na dążeniu do celu. Gdybyśmy zawsze dostawali to, co chcemy, to jaki miałoby to smak? Zespół dał z siebie wszystko, co mógł w tym sezonie. Podczas meczów nerwowo reaguję na decyzje sędziów, ale po spotkaniu wszystko wraca do normy. Dzisiaj jest mi trudniej. Wszyscy wiemy, jak mógłby potoczyć się mecz, gdyby gol zostałby uznany. 1-0 dla nas, a piłkarzy Bayernu łapią skurcze. Tak się jednak nie stało. Ale nie mamy czego się wstydzić: znów jesteśmy w gronie ośmiu najlepszych zespołów Ligi Mistrzów. Można tylko bić brawo. Nasza drużyna miała w tym sezonie takiego pecha z kontuzjami, jakiego świat piłki nożnej nie widział. Jestem z rocznika 1967 i nie doznałem jeszcze czegoś takiego, a mimo tego potrafiliśmy zakończyć sezon na drugim miejscu w lidze. Wiem, że w tej sytuacji ciężko świętować, ale byłoby głupotą, gdybyśmy po dziesięciu miesiącach morderczej pracy i maksymalnego ekploatowania organizmów przekreślili wszystko z powodu jednego spotkania. Zwłaszcza, że nie wszystko w nim od nas zależało. To byłoby szaleństwem. Dlatego przełożyliśmy nasz powrót do domu. Powinniśmy odpowiednio uczcić ten sezon. Niektórzy świętują tylko po osiągnięciu sukcesu, a inni nie zawsze go doceniają. Ale Borussia Dortmund musi być inna. Dlatego jeśli jeszcze ktoś podejdzie dziś do mnie i powie "szkoda", to dostanie. Cieszcie się z tego wieczoru. Na sto procent powrócimy, bo ten zespół ma charakter. Obojętnie, kto od nas odejdzie, my sprowadzimy nowych. Zobaczymy się w przyszłym sezonie, ale dzisiaj dajcie czadu, żebyśmy wiedzieli, jak może wyglądać impreza, jak rzeczywiście coś wygramy. Życzę wam wspaniałego wieczoru, bawcie się dobrze".