Mimo słabszego startu drugiej rundy Primera Division, Barcelona pozostaje najbardziej efektywną drużyną w wielkich ligach. Zastępujący Titę Vilanovę Jordi Roura wciąż psioczy jednak na słabą grę obronną, Katalończycy stracili w tym sezonie aż 26 goli, więcej niż ścigające ją Atletico, Real i Malaga, zaledwie o jednego mniej niż Osasuna ocierająca się o strefę spadkową. Podobnych kłopotów nie ma kończący pracę w Bayernie Jupp Heynckes, w 22 kolejkach Bundesligi Manuel Neuer sięgał do siatki zaledwie siedem razy. Przed wczorajszym meczem szkoleniowiec Wolfsburga nie śmiał wspominać nawet o zwycięstwie, jako wielkie wyzwanie uznał zdobycie bramki. I nie udało się. Pierwszy Hiszpan w historii bawarskiego klubu Javi Martinez twierdzi, że choć Franck Ribery jest fenomenem, a Bastian Schweinsteiger liderem z krwi i kości, największe wrażenie zrobili na nim obrońcy Alaba i Dante. "Na pierwszym treningu w bawarskim klubie wydało mi się, że Dante jest w życiowej formie, dopiero potem okazało się, iż u niego to zupełnie normalne" - wspomina. Bayern faworytem Oczywiście najdroższy gracz w historii Bundesligi przedstawia swoje nowe doświadczenie, jako cudowne. Na razie mało jest w Bawarii powodów do zmartwień, ogromna przewaga nad Borussią Dortmund sprawia, że drużyna może się skupić na rywalizacji z Arsenalem w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Bayern jest zdecydowanym faworytem tej pary, a jego fani nie bez podstaw oczekują trzeciego w ostatnich czterech sezonach awansu do finału. Po latach chudych, kolos staje na nogi w sposób spektakularny. Jeszcze kilka lat temu nie był w stanie rywalizować z Chelsea, czy Realem na polu transferowym, dziś może sobie pozwolić na Martineza za 40 mln euro i Pepa Guardiolę, który będzie zarabiał 15 mln za sezon. Wydaje się, że tak drogiemu szkoleniowcowi pozostaną do udoskonalenia tylko detale. A jednak na forach poświęconych Bayernowi niewielu jest wątpiących. Wiadomość o zatrudnieniu Guardioli była dowodem na wyjście z cienia całej Bundesligi. W Bawarii o niczym innym się nie mówiło, piłkarze Bayernu byli tak rozgorączkowani, że nie potrafili się skupić na kolejnym spotkaniu z ostatnim w tabeli Greuther Fürth. W wywiadzie dla dziennika "Marca" Martinez przyznaje, iż szefowie klubu nakazali graczom, by zaprzestali publicznej debaty na temat ich świetlanej przyszłości pod kierunkiem nowego trenera z Katalonii, ale skoncentrowali się na celach aktualnych. Te są wystarczająco wymagające. Jakiś czas temu dyrektor sportowy klubu Matthias Sammer grymasił na temat poziomu gry kombinacyjnej, wspominając o konieczności zwiększenia liczby wariantów w ataku pozycyjnym. Z pewnością Bawarczycy wciąż nie pokazują futbolu tak efektownego, jak Borussia Dortmund. Skutecznością biją ją jednak w tym sezonie na głowę. Wydaje się więc, że ci, którzy przewidują rewolucję w Bayernie, sporo ryzykują. Spekulacje prasowe na temat domniemanych planów Guardioli dotyczą nie tylko Benata, czy Silvy - czyli kreatywnych pomocników, ale także Roberta Lewandowskiego, wykazującego więcej talentu do gry kombinacyjnej niż Mario Gomez. Nie bardzo chce mi się jednak wierzyć, by Bawarczycy zaniedbali naturalne walory graczy tak mocno związanych z klubem jak Thomas Mueller, Toni Kross, czy Bastian Schweinsteiger, za cenę pościgu za czymś niepewnym. Przerabianie to nonsens Bayen ma swój styl: dynamiczny, szybki, bezpośredni. Przerabianie go na Barcelonę wydaje się nonsensowne. Tym ciekawsze będzie obserwowanie pracy Guardioli, niewykluczone przecież, że po sezonie przyjdzie mu reformować najlepszą drużynę w Europie. W ostatnich latach Bayern nigdy nie wydawał się mocniejszy niż w tej chwili. Konkurencja w Champions League jest ogromna, ale Bawarczycy mają w niej szanse jak najbardziej realne. Nawet na ławce trudno u nich doszukać się piłkarzy przeciętnych. A skoro Borussia z Piszczkiem, Hummelsem, Suboticem, Santaną i Schmelzerem w tyłach straciła w tym sezonie Bundesligi aż 26 bramek, to znaczy, że słabe punkty Bayernu w zasadzie nie istnieją. Na zarzut, że Bundesliga jest teatrem jednego aktora, Martinez przywołuje właśnie zespół Jurgena Kloppa. Gdy zachwycał się atmosferą na zapełnionych po brzegi niemieckich stadionach, koledzy z Bayernu poradzili mu, by się wstrzymał do wizyty w Dortmundzie. Dodawali, że jeśli przeżyje się kocioł Signal Iduna Park, wizyta na Old Trafford, czy Santiago Bernabeu staje się bułką z masłem. O teatralnej atmosferze Camp Nou nawet nie wspominając. Wracając jednak do przyszłości Bayernu, fascynującej dziś całą futbolową Europę, łatwo wyobrazić sobie, że dojdzie do paradoksu. Czy najlepiej opłacany trener w dziejach piłki rozumie, że lepsze jest wrogiem dobrego? Być może Bawarczycy za łatwo zachłysnęli się efektami pracy Guardioli w Barcelonie? Wspomina o tym Juergen Klopp przestrzegając Pepa nieco ironicznie, że Messiego, Xaviego i Iniesty w Monachium nie zastanie. Patrząc na czołowe kluby Europy, Bayern był wśród nich zawsze wyjątkiem. Pragmatyzm, rozsądek, niechęć do życia ponad stan, brały górę nad zwykłymi pokusami możnych. Dziś Dante opowiada, że na zgrupowaniu reprezentacji Brazylii o bawarski klub szczegółowo wypytywał go wybierający się na podbój Europy Neymar. Brzmi to jak opowieść z innej bajki, niemiecki kolos nie zwykł kierować się medialnością graczy. Czyżby ten okres odchodził w przeszłość? Może zatrudniając Martineza i Guardiolę Bawarczycy chcieli odreagować czasy zaciskania pasa? A może geniusz ich strategii dopiero odkryjemy? Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego