19-letni Norweg szaleje na niemieckich boiskach od pierwszego kontaktu z piłką. Haaland spędził na placu gry dotąd zaledwie 59 minut, a w tym czasie już zdążył zapisać na swoim koncie pięć bramek. Spektakularne wejście do Bundesligi przypieczętował hat-trickiem w meczu z Augsburgiem, a sześć dni później dołożył dwa gole ekipie FC Koeln. Fenomenalny nastolatek czarował już w zeszłym sezonie, grając w RB Salzburg, gdzie w 22 meczach ligi austriackiej i rozgrywkach Ligi Mistrzów strzelił 28 goli. Nic dziwnego, że chciało go pół Europy, ale najwięcej szczęścia i negocjacyjnych umiejętności miała Borussia. Klub z Dortmundu zrobił złoty interes, płacąc za Norwega "zaledwie" 20 milionów euro. Jednak okazuje się, że coś za coś. Jak ustalił niemiecki dziennik Bild, w kontrakcie Haalanda znalazła się zaskakująco niska kwota w klauzuli odejścia. Dodatkowo, choć parafowana umowa ma obowiązywać do końca czerwca 2024 roku, klauzula ma wejść w życie już w 2021 roku. Za taką bowiem należy uznać 75 milionów euro, co w dobie transferów opiewających na ponad 200 mln euro, wydaje się mocno promocyjną kwotą. To dowód, że osoby stojące na straży interesów napastnika zadbały, by nie stał się on niejako ubezwłasnowolnionym "więźniem" BVB. W dużej mierze, a według niektórych źródeł właśnie to przesądziło, że Borussia sięgnęła po Haalanda.Warto przypomnieć, że na transferze do BVB więcej od klubu z Salzburga zarobili ojciec piłkarza i agent Mino Raiola. Łącznie obaj mieli zgarnąć 25 mln euro, a konkretnie ojciec 10, z kolei słynny Włoch aż 15 mln euro. Aż strach pomyśleć, ile fruktów zagwarantowali sobie z kolejnej transakcji swojego syna i klienta.AG