Mirosław Ząbkiewicz, Interia: Sądzi pan, że porażka z PSG była tak silnym ciosem dla szefów Bayernu, że zwolnili Carla Ancelottiego? Radosław Gilewicz: - Myślę, że mecz w Paryżu tylko dolał oliwy do ognia i podniósł poziom frustracji u piłkarzy. Sądzę, że to wszystko się zebrało i wybuchło. Decyzja musiała być bardzo szybka, bo już na kolacji po meczu Karl-Heinz Rummenigge powiedział, że będą konsekwencje. Mogły być dwie: albo odsunięcie od składu piłkarza, który najprawdopodobniej robi złą atmosferę, albo zwolnienie trenera. - Nie wiem, czy Bayern kiedykolwiek wcześniej zwolnił trenera równie szybko. Jesteśmy na początku sezonu, a zwalnia się tak doświadczonego i utytułowanego trenera. Czy to nie jest zagranie szefów na alibi na zasadzie - nie wzmocniliśmy zespołu, nie gramy dobrze, to zwalniamy trenera, żeby pokazać, że to on jest winny? - Nie, bo Bayern ma swoją filozofię i jego działacze nie muszą ratować swojej skóry. Są w tym klubie od dziesięcioleci. Mają olbrzymie doświadczenie, ale kontrolują też szatnię. Rozmawiają z zawodnikami. Nie wiem, jaki wpływ miała opinia nowego dyrektora sportowego Hasana Salihamidzicia, który przecież siedzi na ławce rezerwowych i jest blisko zawodników. W ostatnich tygodniach atmosfera wokół Bayernu gęstniała. - Sporo się działo w ostatnich tygodniach, jeśli chodzi o samych piłkarzy. Widać było narastającą w nich frustrację. Akurat nie chodzi mi o wypowiedź Roberta Lewandowskiego, której zresztą nie odbieram jako ataku na władze klubu. Chodzi mi o frustrację takich piłkarzy jak: Arjen Robben, Franck Ribery, Thomas Mueller czy Mats Hummels, który po jednym z meczów powiedział wprost: "Zagraliśmy źle taktycznie". Nie ma pan wrażenia, że szefowie Bayernu żyją przeszłością i nie chcą zaakceptować zmian w świecie futbolu? - Mają swoją wizję i nigdy nie działają pod wpływem tego, co akurat zrobili inni. Są przekonani, że szaleństwo na rynku transferowym minie. Być może, powtarzam: być może, Europa na pewien czas im odjedzie, ale są przekonani, że prędzej czy później, znów będą w czołówce. Przekonują, że nie po to otworzyli najnowocześniejszą akademię za 150 mln euro, żeby w przyszłości z niej nie korzystać. Na pewno nie zmienią swojej polityki. Klęska z PSG to sygnał, że Europa odjechała Bayernowi? - Mecz w Paryżu jeszcze o tym nie świadczy. Jeśli przeanalizować spotkanie, to nie sposób nie zauważyć przewagi Bayernu w większości statystyk jak choćby 18-1 w rzutach rożnych czy 500-300 w kontaktach z piłką. Oczywiście, wynik 0-3 wszystko przyćmił, ale Bayern wciąż ma niesamowity potencjał. Wiemy dobrze, że i tak najważniejsza będzie wiosna. Absolutnie nie skreślałbym jeszcze Bawarczyków. Przecież Manchester City już od dłuższego czasu chce "kupić" Ligę Mistrzów, inwestuje ogromne pieniądze, a nic z tego nie wychodzi. Pieniądze od czasu do czasu gole strzelają, ale tytułów nie kupują. Podziela pan opinię, że piłkarze Bayernu nie rozwijali się pod okiem Ancelottiego? Coman, Mueller czy Douglas Costa grali zdecydowanie słabiej niż wcześniej. - Trzy lata za Pepa Guardioli dały bardzo dużo nie tylko zespołowi, ale także poszczególnym piłkarzom. Weźmy pod uwagę choćby Kimmicha. Sporo grał za Guardioli, a w pierwszym sezonie za Ancelottiego grał rzadko. Teraz jest podstawowym piłkarzem, bo po prostu musi. - Gdy przyszedł Ancelotti, wszyscy mówili, że to będzie inny zespół, że nie tylko będzie stosował atak pozycyjny, ale czasem także zagra z kontry. Tymczasem tak naprawdę, to trudno było zdefiniować styl gry zespołu za Ancelottiego. - Rzeczywiście, wielu piłkarzy nie zrobiło kolejnego kroku w przód. Aczkolwiek, do kwietniowego meczu z Borussią w minionym sezonie, gdy Robert Lewandowski był w fantastycznej formie, byłem zdania, że nie ma szans, aby ktoś w Europie ich zatrzymał. Zwłaszcza, że inne zespoły z europejskiej czołówki miały wtedy problemy. Tymczasem po kontuzji Roberta wszystko się posypało. Nie zgodzę się jednak ze stwierdzeniem, że Bayern się cofnął. Według mnie zatrzymał się i nie zrobił kolejnego kroku. Musimy pamiętać o zmianie pokoleniowej, jaką miał przeprowadzić w drużynie Ancelotti. Lahm i Alonso odeszli. Robben i Ribery jeszcze są, ale widać, że nie mogą zaakceptować tego, że coraz częściej będą siadali na ławce. No i jeszcze jedna sprawa - Bayern gra teraz bez bramkarza. Jakiego trenera potrzebuje teraz Bayern? Z nazwiskiem i autorytetem czy takiego, który będzie pracował nad poprawą jakości gry nie tylko zespołu, ale też pojedynczych zawodników? - Dobre pytanie, na które trudno odpowiedzieć, bo przecież na rynku nie ma teraz dobrych trenerów. Sądzę, że szansę dostanie Sagnol i zobaczymy, czy ją wykorzysta. - Niemcy słyną z żelaznej dyscypliny. Guardiola też tak prowadził zespół, a przed nim Heynckes. Z kolei o Ancelottim mówiło się, że jest dla piłkarzy dobrym ojcem. Być może popuścił lejce za bardzo. W pewnym momencie piłkarze zaczęli się nie bać wypowiadać na temat klubu, taktyki czy mówić wprost o niezadowoleniu. Wcześniej zostawało to w szatni, a teraz wrócił FC Hollywood. Były czasy, że właśnie tak mówiło się o Bayernie przez kłótnie, bijatyki itd. - Często się mówi: Fajnie być trenerem w wielkim i bogatym klubie. Wystarczy wystawić jedenastkę, a zawodnicy sami będą grali. Nic podobnego! Indywidualności to za mało. Muszą funkcjonować jako zespół. W ostatnich dniach wiele mówiło się o kryzysie w szatni PSG. O kłótniach, nawet o bójce. Ale jak było trzeba, to potrafili się zjednoczyć. Tej pozytywnej energii, tej chemii, najprawdopodobniej zabrakło w Bayernie. Rozmawiał Mirosław Ząbkiewicz