Flick na stanowisku trenera zastąpił zwolnionego w listopadzie Nika Kovacza. Jego rządów w Bayernie kibice nie będą wspominać ze specjalną tęsknotą, choć patrząc na same wyniki Chorwat nie musi się wstydzić. Klub pod jego wodzą sięgnął zarówno po mistrzostwo Niemiec, jak i krajowy puchar, a w Lidze Mistrzów odpadł z późniejszym triumfatorem - Liverpoolem FC. Ale triumfy w krajowych rozgrywkach dla takiego klubu jak Bayern, to obowiązek każdego sezonu. Spore wątpliwości budził styl gry Bawarczyków - Kovacz przede wszystkim skupiał się na pracy drużyny w defensywie, ale to właśnie ta formacja niemal co mecz popełniała dziecinne błędy. Bayern tracił punkty w sposób nieprzystający takiemu gigantowi i momentami wydawało się, że tylko dzięki dźwigającemu cały zespół na plecach Robertowi Lewandowskiemu zgadza się jego pozycja w tabeli. "Lewy" akurat u Kovacza osiągnął życiową formę, ale piłkarze krytykowali swojego trenera za brak pomysłu na grę w ataku. Sami wspominali jeszcze nie tak dawne rządy Pepa Guardioli, który tworzył im niezliczone warianty gry w ofensywie. W dodatku Kovacz nie pomagał sobie publicznymi wypowiedziami. Sugerował, że w zespole brakuje gwiazd, ale sam nie umiał okiełznać ego Jamesa Rodrigueza . Wypożyczony z Realu Kolumbijczyk po jednym z meczów wykrzyczał mu prosto w twarz: "Nie jesteśmy we Frankfurcie!", sugerując, że Chorwata przerasta zarządzanie tak wielkim klubem. Symbolicznie to właśnie starcia z Eintrachtem, poprzednim miejscem pracy Kovacza, okazały się startem i metą Chorwata w Bayernie. Na "dzień dobry" ograł swój były zespół 5-0 w meczu o Superpuchar, a na "do widzenia" został przez Eintracht rozgromiony 1-5. I niech to posłuży za wystarczające podsumowanie kierunku, w jakim pod wodzą 48-latka zmierzali mistrzowie Niemiec. Flick został wrzucony na bardzo gorące krzesło, mając zaledwie kilka dni, by odbudować drużynę przed ważnymi spotkaniami w Lidze Mistrzów z Olympiakosem Pireus i ligowym klasykiem z Borussią Dortmund. Zdążył zrobić to w znakomitym stylu - w efekcie cztery pierwsze mecze pod jego wodzą Bawarczycy wygrali strzelając 16 goli i nie tracąc żadnego. Grudzień rozpoczął się od dwóch gorzkich porażek z Bayerem Leverkusen i Borussią Moenchengladbach, ale do dziś pozostają to ostatnie mecze przegrane przez Bayern. 15 kolejnych spotkań to 14 zwycięstw i remis - a w międzyczasie monachijczycy rozbili w pył m. in. Chelsea i Tottenham w Lidze Mistrzów, w lidze regularnie gromiąc rywali (6-1 z Werderem, 4-0 z Herthą, 5-0 z Schalke, 6-0 z Hoffenheim). Co sprawiło, że drużyna Flicka tak szybko stała się doskonale funkcjonującą maszyną? Przedstawiamy pięć najważniejszych posunięć niemieckiego szkoleniowca, ale zauważamy też przynajmniej dwa zagrożenia, które wciąż mogą "odbić się czkawką" całemu zespołowi. Poprawa gry w defensywie, Alaba liderem obrony Za Kovacza, nawet gdy Bayern wygrywał, to pod jego bramką zawsze było gorąco. W 16 spotkaniach tego sezonu zaledwie trzykrotnie Bayern Kovacza kończył mecz bez straty gola. Flick pobił ten wynik już w czterech pierwszych spotkaniach, nie tracąc w nich żadnej bramki. Pod jego wodzą w 12 z 21 spotkań Bayernowi udało się zachować czyste konto, a Bawarczycy stracili zaledwie 14 bramek. To porównanie mówi samo za siebie. A przecież Flick nie miał wcale komfortu w budowaniu defensywy. Wyłączony z gry przez cały czas był kontuzjowany Niklas Suele, a Jerome Boateng prezentował katastrofalną formę. 55-latek nie miał więc wyjścia: liderem formacji defensywnej uczynił Davida Alabę, przesuwając go na środek obrony. Alaba podołał jednak zadaniu bezbłędnie, dzięki swojej szybkości neutralizując wiele kontrataków rywala (w przeciwieństwie do wcześniejszych wyczynów Boatenga), a do tego wspomagając zespół w rozegraniu. Zestwawienie defensywy z pierwszych spotkań Flicka w ogóle przypomina szycie ze źle dobranych skrawków materiału - na prawej obronie grał Benjamin Pavard (nominalny środkowy obrońca), na środku - David Alaba (lewy obrońca lub skrzydłowy) i Javi Martinez (defensywny pomocnik), a na lewej stronie - 19-letni Alphonso Davies (wcześniej skrzydłowy). Z czasem, gdy kontuzji doznał Martinez, do składu wrócił Boateng, ale i na niego Flick zdołał wpłynąć pozytywnie. Były reprezentant Niemiec, który od dwóch lat wyraźnie spuścił z tonu, wiosną znów udowodnił, że nieprzypadkowo w 2014 roku był podstawowym zawodnikiem mistrzów świata. Alphonso Davies. 19-letni dynamit Rozkwit formy wspomnianego wcześniej Daviesa jest dla kibiców Bayernu jedną z najprzyjemniejszych niespodzianek sezonu. Urodzony w Ghanie, a wychowany w Kanadzie zawodnik już w wieku 15 lat debiutował w MLS - do Niemiec trafił z łatką diamentu do oszlifowania i czas pokazał, że skauci Bayernu mieli naprawdę dobre oko. Davies to prawdziwy dynamit - kiedy się rozpędzi, nic nie jest w stanie go zatrzymać. Nie ma przypadku w tym, że jest uznawany za jednego z najbardziej uzdolnionych zawodników nowej generacji.Trzeba oddać Kovaczowi, że przesunięcie Daviesa (wcześniej skrzydłowego) na lewą obronę było jego autorskim pomysłem. To jednak za Flicka forma 19-latka poszybowała w górę niesamowicie, a portal Transfermarkt ledwo nadążał z aktualizacją jego wartości rynkowej - Kanadyjczyk startował z poziomu 10 mln euro, a w ostatnim notowaniu wynosiła ona już 50 mln euro. Z kolei WhoScored.com wybrało Daviesa do najlepszej jedenastki sezonu, złożonej z piłkarzy pięciu najsilniejszych lig świata. Był w niej jedynym piłkarzem Bayernu, poza Robertem Lewandowskim. 1 bramka i 7 asyst to dorobek więcej niż przyzwoity dla lewego obrońcy. To jednak nie suche liczby najlepiej świadczą o potencjale Daviesa. Naprawdę warto odświeżyć sobie kapitalną asystę do Lewandowskiego z meczu z Freiburgiem - jak wyliczyła oficjalna strona Bundesligi, Davies poprzedził ją solowym rajdem o długości 73,5 m. Bardzo podobną asystę Kanadyjczyk zaliczył także w meczu Ligi Mistrzów przeciwko Chelsea. Kimmich w środku pola, uwolnienie Thiago Ten temat od dłuższego czasu był wśród kibiców kwestią sporną - Joshua Kimmich to materiał na prawego obrońcę czy defensywnego pomocnika? Szczerze przyznamy, że w redakcji Interii także wielokrotnie dyskutowaliśmy na ten temat. Nie brakowało głosów, że w środku pola Kimmich jest piłkarzem jednym z wielu, na prawej obronie - należy do ścisłego światowego topu. Jednak zarówno selekcjoner Joachim Loew, jak i trener Bayernu widzą w nim właśnie środkowego pomocnika. Flick jest do tego pomysłu tak przekonany, że na stałe przekwalifikował Benjamina Pavarda na prawą obronę, a dodatkowo jako zabezpieczenie na tę pozycję sprowadził Alvaro Odriozolę. Przesunięcie Kimmicha do środka pomocy pociągnęło za sobą kilka innych posunięć. Na pierwszy ogień udało się "zwolnić" Javiego Martineza i zabezpieczyć nim środek defensywy. Po drugie - i być może najważniejsze - pozwoliło przesunąć Thiago Alcantarę bliżej bramki przeciwnika. Hiszpan wreszcie złapał luz, jakiego w Bayernie nie miał od dawna. Thiago czarował, do tego wiosną w trzech kolejnych meczach zdobył trzy bramki - co wystarczyło do poprawienia swojego wyniku strzeleckiego z dwóch ostatnich sezonów. Przykład Thiago, podobnie jak wcześniej Boatenga, pokazuje, jak Flick potrafił odbudować formę kilku ważnych piłkarzy. Hiszpan w pierwszych spotkaniach pod wodzą 55-latka stracił miejsce w składzie, ale gdy wrócił na boisko - pokazał, że przerwania na złapanie oddechu była mu bardzo potrzebna. Odbudowa Thomasa Muellera W każdym wielkim zespole są legendy, których po prostu się nie atakuje. W Barcelonie jest to Lionel Messi, w Realu Madryt - Sergio Ramos, w Liverpoolu dawniej był to Steven Gerrard, a Manchester United miał Ryana Giggsa, czy Paula Scholesa. W Bayernie taką postacią jest Thomas Mueller. Niko Kovacz popełnił wielki błąd próbując marginalizować rolę króla strzelców mundialu z 2010 roku. Pod koniec jego kadencji Mueller grał coraz mniej, a piłkarzowi o jego reputacji niezbyt uśmiechało się zbieranie ogonów spotkań, zwłaszcza, że zespół notował kiepskie wyniki. W mediach pojawiły się głosy, że być może wychowanek Bayernu po 20 latach pożegna się ze swoim klubem. Sytuacja odwróciła się, gdy stery w klubie objął Flick. Mueller znów stał się centralną postacią zespołu i pokazał, że na Allianz Arenie potrafi dać zespołowi więcej od chimerycznego Philippe'a Coutinho. Wystąpił w każdym z 21 spotkań pod wodzą Flicka, notując łącznie 21 bramek lub asyst. Tych drugich w trwającym sezonie Bundesligi ma już na koncie 16 i zdecydowanie prowadzi pod tym względem w klasyfikacji. Nie ma się co dziwić, że ustawiony za plecami Lewandowskiego Mueller - choć wyśmiewany często za pokraczny styl gry - jest szalenie efektywny. Polski snajper garściami czerpie z podań klubowego kolegi. Ofensywny pomocnik jest zdecydowanie najlepszym asystentem w karierze Lewandowskiego, pomagając mu już w zdobyciu aż 42 bramek (sam korzystał z podań "Lewego" 11 razy). Nad drugim pod tym względem Joshuą Kimmichem Mueller ma aż 20 asyst przewagi. Podtrzymanie formy Lewandowskiego i odzyskanie atmosfery w zespole Pierwsze z nich wydaje się być jedynie formalnością, ale to tylko dlatego, że "Lewy" od lat przyzwyczaił nas, że jest gwarantem odpowiedniej liczby bramek w sezonie. Kolejni trenerzy muszą ze szczególną troską dbać o to, by maszyna z numerem dziewiątym na plecach się nie zacięła - gole Lewandowskiego są bowiem ubezpieczeniem na życie Bayernu. Na razie Lewandowski pod wodzą Flicka prezentuje kosmiczną formę - w 17 spotkaniach zanotował 19 trafień i pięć asyst. Lepiej być chyba nie może.Nie mniej ważne od poprawy wyników, było poprawienie atmosfery w szatni Bawarczyków. Jasne jest bowiem, że to system naczyń powiązanych i jedno pociąga za sobą drugie. Piłkarze nie ukrywają, że bardzo podoba im się podejście Flicka, którego cenią jako szkoleniowca i jako człowieka.- Hansi jest otwarty na dialog z piłkarzami i słucha szatni, czego niestety nie robił Niko, co w konsekwencji go wyeliminowało - taką wypowiedź Lewandowskiego z gali tygodnika "Piłka Nożna" cytował w jednym ze swoich felietonów Artur Wichniarek. "Gorące kartofle": Coutinho, wąska kadra i ciągłe kontuzje W Bayernie nie wszystko jest jednak tak kolorowe, jak mogłoby się wydawać. Gdy latem do drużyny dołączył Philippe Coutinho, wydawało się, że jest to piłkarz, który na Allianz Arenę wniesie jakość podobną do tej, jaką prezentowali Arjen Robben czy Franck Ribery. Spokojnie czekano na jego przełamanie, Lewandowski oddał mu nawet "jedenastkę" w jednym ze spotkań, ale Coutinho w wielu grach po prostu zawodził.Zdarzały mu się też mecze wybitne - tak było, gdy z Werderem ustrzelił hat-tricka i zanotował dwie asysty, ale dorobek z tego spotkania stanowi blisko połowę jego dokonań w obecnym sezonie. Brazylijczyk dostawał wiele szans - w wyjściowym składzie i z ławki, ale na jeden znakomity występ przypadały trzy-cztery przeciętne.Obecnie wszystko wskazuje na to, że Coutinho jest w hierarchii Flicka nie tylko za Muelerem, ale i Leonem Goretzką. Bayern prawdopodobnie nie wykupi zawodnika, a wieść gminna niesie, że piłkarz nie jest już także mile widziany w Barcelonie. To wyjątkowo rzadka historia, by dwa topowe kluby bez żalu rezygnowały z piłkarza o tak bezsprzecznie ogromnych umiejętnościach. Inną drażliwą kwestią w Monachium jest szalenie - jak na klub z prawdziwego topu - wąska kadra drużyny. Która w dodatku co rusz przetrzebiana jest poważnymi kontuzjami. Tylko od początku sezonu dłuższe urazy leczyli Lucas Hernandez, Niklas Suele, Javi Martinez, Kingsley Coman, czy Ivan Periszić. Na krócej wypadali m.in. Alaba, Goretzka, Tolisso, Gnabry czy Lewandowski.Doszło nawet do kuriozalnej sytuacji, kiedy przed zimowym obozem Bayern miał zdrowych zaledwie... 12 piłkarzy pierwszej drużyny. A przecież w trakcie sezonu piłkarzy czekają także pauzy za kartki i rozmaite spadki formy. W trwającym sezonie trenerzy - Kovacz i Flick - nieraz nie mieli komfortu w wyborze składu i musieli ratować się przesuwaniem zawodników na nowe dla nich pozycje. O rywalizacji o miejsce w składzie nawet nie wspominając. Wojciech Górski