Poniedziałek, 5.11. Chociaż dla ortodoksyjnych fanów w poniedziałkowy wieczór skończyła się pewna epoka, to świat polskiego MMA nie mógł wyobrazić sobie lepszej reklamy. Mamed Chalidow zagrał samego siebie w "M jak miłość" i na oczach 38 milionów Polaków zmusił do poddania Kasię Cichopek. Zagorzałych fanów MMA uspokajam. To, że KSW wdarło się przebojem do "M jak miłość" to nie powód do rozpaczy. Zawsze mogło być odwrotnie. Wtorek, 6.11. Oglądanie walk Krzysztofa Włodarczyka działa na mnie usypiająco, ale za organizację tego pojedynku będę trzymał kciuki, a nawet palce u nóg! Promotor "Diablo", Andrzej Wasilewski, negocjuje walkę unifikacyjną z Marco Huckiem. Zaprzyjaźniony informator zdradził, że starcie miałoby się odbyć w Niemczech, gdzie Huck wygrywa nawet przegrane walki. Mówiąc wprost Krzysztof będzie musiał wygrać przed czasem. Czyli z hukiem. Środa, 7.11. Zaskakującą wizją walki wygranej przed czasem podzielił się z dziennikarzami Mateusz Masternak. Kiedy wszyscy wieszali psy na Mariuszu Wachu "Master" jako jeden z nielicznych miał jaja, żeby powiedzieć, że kibicuje kumplowi i ten znokautuje Władka Kliczkę. Zamiast gratulować Masternakowi dilera warto docenić jego optymizm. Bo tego u nas jak na lekarstwo... Czwartek, 8.11. Bracia Kliczko uchodzą za dżentelmenów i wzór do naśladowania. Zawsze z politowaniem spoglądają na rywali, którzy robią wiele szumu na konferencjach prasowych koncentrując się głównie na obrażaniu przeciwnika, po czym gasną, kiedy tylko znajdą się z jednym z Kliczków w ringu. Wzór cnót Władimir tym razem pozwolił sobie na drobny żart nazywając polskiego pretendenta "Mario Schwach", co oznacza Mariusz Słaby. Podobno smsa z gratulacjami za ten zabawny kalambur mistrzowi wysłał sam Karol Strasburger. Piątek, 9.11. Skandal na ważeniu przed galą w Hamburgu! Wach tak ciężko zasuwał na obozie przygotowawczym, że chcąc zataić przed rywalem zaawansowaną anoreksję przebrał się za religijną odmianę Johna Rambo odzianego w kalesony po starszym bracie i efektowny różaniec. Przecież gdyby Mariusz wszedł na wagę w normalnych gatkach, jak czynią to inni bokserzy, bez tych wszystkich atrakcyjnych dla oka, ale sporo ważących dodatków, okazałoby się, że waży znacznie mniej od swojego rywala. Prawdopodobnie limitem bliżej byłoby mu do wagi cruiser niż ciężkiej. Sobota, 10.11. Kazali mi w pracy, dla celów zawodowych, wykupić pay-per-view. No to wykupiłem. Potem okazało się, że ta sama platforma oferuje parę kanałów dalej transmisję z walki za darmo. Różnica taka, że bez polskiego komentarza. Może to i lepiej? No i cztery dychy piechotą nie chodzą. Niedziela, 11.11. Pozbawiony zdrowego rozsądku optymizm dawał cień nadziei, że obudzę się w lepszej Polsce, z pierwszym w dziejach naszego dumnego kraju mistrzem świata wagi ciężkiej. Tak się jednak nie stało. Niedzielny poranek przywitał mnie kacem, ale wcale nie spowodowanym występem Wacha w Hamburgu. Z "Wikinga" jestem dumny. Łeb mnie zaczął boleć kiedy obejrzałem powtórkę walki Roberta Heleniusa z Shermanem Williamsem. Rywal wskazał jedyny słuszny kierunek dla uważanego za kolejną "nadzieję białych" Roberta. Bo jeżeli tak walczy kandydat na mistrza świata wagi ciężkiej, to lepiej żeby w ringu spotkał siostry Williams niż braci Kliczko. Autor: Dariusz Jaroń *** Ruszamy w INTERIA.PL z nowym cyklem artykułów. W każdy poniedziałek będziemy podsumowywać wydarzenia minionego tygodnia związane ze sportami walki z przymrużeniem oka. Bo nie samą walką człowiek żyje. Miłej lektury! Nie masz dość? Przeczytaj poprzednie odcinki cyklu: Z przymrużeniem oka (odcinek 1): M jak Mamed Z przymrużeniem oka (odcinek 2): Burneika tęskni za Najmanem Z przymrużeniem oka (odcinek 3): Cios Kliczki w politykę Z przymrużeniem oka (odcinek 4): Piwo i RTL czy Wach w PPV i mineralną?