Tak było w wypełnionej ponad 15 tysiącami kibiców hali SAP Arena w niemieckim Mannheim, gdzie obrońca tytułu mistrza świata International Boxing Federation Władymir Kliczko (48-3, 43 KO) pokonał w 1 minucie i 27 sekundzie drugiej rundy przez nokaut Raya Austina (24-4, 16 KO). Niespełna dwie rundy to znacznie lepsze wykonanie planu w wykonaniu Ukraińca niż spodziewał się nawet jego trener Emanuel Steward, który prognozował, że Amerykanin nie przetrwa czterech starć. I nie przewidział, że jego podopieczny wygra nie używając ani razu prawej ręki... Władymir Kliczko przyznał, że spodziewał się od pierwszych minut ataków Austina "bo tylko taką miał szansę", ale kiedy zobaczył jak statecznym rywalem jest 36-letni pięściarz, rozstrzygnięcie walki było tylko kwestią czasu. Dla Kliczki, który przystępował do walki po pięciu kolejnych zwycięstwach (cztery przez nokaut, trzy przeciwko niepokonanym pretendentom), Austin był tylko obowiązkowym rywalem wyznaczonym przez IBF. - To było łatwiejsze zwycięstwo niż się mogłem spodziewać, ale nie mogło być inaczej, skoro Austin był wolniejszy od moich sparingpartnerów - powiedział po walce Kliczko. Walka rozpoczęła się od prób Austina zadawania ciosów w ciągłym ruchu, ale Kliczko nawet nie wyglądał na zaniepokojonego próbami Amerykanina łatwo schodząc z linii ciosu i spokojnie obijając twarz rywala lewymi prostymi. Nawet raz dr Steelhammer nie musiał używać swojej najsilniejszej broni, nokautującego lewego prostego, spokojnie czekając na swoją okazję. Taka się jednak nie nadarzyła. Po 45 sekundach pierwszej rundy próbujący unikać jak ognia uderzenia z prawej Austin zrobił przy linach krok w prawo nadziewając się na lewy sierpowy. Doświadczony Amerykanin zrobił najgorszą rzecz z możliwych, bo zamiast przewrócić się na ring i po nokdaunie kontynuować walkę stał przy linach wystarczająco długo, by dostać trzy kolejne ciosy z lewej ręki. Kiedy zwalał się jak kłoda na ring wiadomo było, że jest już po walce. Ray Austin z ledwością stał na nogach, kiedy sędzia wygłosił sakramentalne "10!" i decyzja ringowego kończącego walkę była dla pięściarza z Ohio aktem miłosierdzia. Zapytany co dalej i czy cieszy się z powrotu na ring starszego brata Witalija, Władymir odparł: - Zamierzam oczywiście zjednoczyć tytuły, ale jeśli brat wróci to może podzielimy się pasami czterech organizacji - on weźmie dwa i ja dwa. Dwóch braci na mistrzowskim tronie wagi ciężkiej - tego jeszcze nie było. Przemek Garczarczyk