- Fury tylko gra, niczym jakiś aktor. Tak naprawdę on nie chce się ze mną spotkać, a jedynie promuje siebie - uważa Deontay Wilder, który zaraz po zwycięstwie nad Arturem Szpilką starł się lekko z Tysonem Furym jeszcze między linami. - Ten facet po prostu odgrywa swoją rolę. Zachowuje się jak zawodnik wrestlingu, a ja się nie bawię w takie gierki - kontynuował "Brązowy Bombardier". - Artur okazał się prawdziwym pretendentem i teraz moje modlitwy są przy nim. Mam nadzieję, że wszystko z nim w porządku. Większość rzeczy, których się spodziewaliśmy, potwierdziły się w ringu. Wiedzieliśmy, że rywal będzie ruchliwy i "śliski", a własna publiczność będzie go popychała do kolejnych ataków. Teraz jednak łączę się z nim w modlitwie. Ludzie nie rozumieją, jak niebezpiecznym sportem jest boks - uważa Wilder. - W dziewiątej rundzie Szpilka popełnił błąd, a ja go wykorzystałem. Ale do tego czasu walka była znakomita, okraszona świetną publicznością - mówił zadowolony champion, dla którego była to już trzecia skuteczna obrona tytułu mistrza świata wagi ciężkiej federacji WBC. A co ciekawe, właśnie dziś przypada pierwsza rocznica zdobycia przez niego tego pasa. - Moim celem jest unifikacja wszystkich tytułów. Waga ciężka pozostaje otwarta i można doprowadzić do wielu interesujących potyczek. Ja mogę polecieć do Anglii na starcie z Furym. Co do Powietkina, niech on w końcu przyleci do Ameryki. W Rosji jest po prostu za zimno - dodał żartobliwie król nokautu z Alabamy.