Wszystko wydawało się być dopięte na ostatni guzik, choć początkowo Mike Mollo narzekał, że organizatorzy gali w Szczecinie nie chcą mu ułatwić długiej podróży. Ostatnio wszystkie animozje zniknęły, o czym głośno powiedział sam zainteresowany, wdzięcząc się w rozmowie z polonijnym dziennikarzem Przemkiem Garczarczykiem promotorom za znakomitą robotę. Amerykanin podkreślił fakt, że organizatorzy oszczędzili mu lotu przez Turcję, co wydłużyłoby podróż, a zamiast tego zabukowali rejs do Berlina. Teraz można gdybać, czy zmiana wyszła weteranowi z Chicago na dobre, ale sytuacji z gatunku tych nieoczekiwanych nikt nie mógł przewidzieć. Perturbacje zaczęły się od informacji, że lot do Europy został przełożony o pięć godzin, po czym okazało się, że wylot z "Wietrznego Miasta" w ogóle został "skasowany". W tej sytuacji musiała nastąpić szybka zmiana planów, generująca dodatkowe koszty. Mollo najpierw poleci do Londynu, a następnie czeka go jeszcze jedna przesiadka, w Niemczech. - To bez znaczenia, i tak zniszczę Zimnocha, który za dużo "szczeka" - zapowiada "Bezlitosny". Dla zaprawionego życiowo sportowca, który uprawianie boksu na pół etatu łączy z pracą na wysokościach, czyszcząc duże zbiorniki wodne, tego typu sytuacje nie powinny wpłynąć na dyspozycję w sobotnim boju z Zimnochem. Tego samego zdania jest Artur Szpilka, który bardzo mocno sympatyzuje z Amerykaninem. Obaj już zdążyli odbyć krótką rozmowę, którą Polak podzielił się na Twitterze. "Rozmawiałem z Mikiem przed chwilą, czeka go długi lot, ale nic go nie powstrzyma" - podkreślił "Szpila". AG