Potwory w ringu - tak w dużym skrócie można opisać Wildera (39-0, 38 KO) i Joshuę (20-0, 20 KO). Pierwszy mierzy 201 cm i przeważnie wnosi do ringu 101-104 kg. Drugi ma 198 cm, a ostatnio na wagę wniósł 115 kg. Obaj są niepokonani. Obaj są obdarzeni niezwykle mocnym uderzeniem. I obaj są gotowi, by przejść do historii - chcą zostać niekwestionowanym mistrzem świata. Wilder potrzebuje Joshuy Przez dziewięć lat USA czekały na mistrza świata w wadze ciężkiej. Został nim pięściarz, o którym od dawna mówiło się, że musi wywalczyć tytuł. Brązowy medalista olimpijski z Pekinu od czasu swojego zawodowego debiutu w 2008 roku był prowadzony bardzo bezpiecznie - rywalizował z zawodnikami co najwyżej przeciętnymi lub mającymi najlepsze lata za sobą. Rozwalał ich jak chciał i kiedy chciał. Pierwszym poważniejszym testem miał być dla niego doświadczony, niewygodny i nastawiony na defensywę Mailk Scott. Filadelfijczyk został znokautowany już w pierwszej rundzie. W końcu, w styczniu 2015 roku przyszedł czas na najważniejszy test w jego karierze - pojedynek o pas mistrzowski WBC należący do Bermane’a Stiverne'a. Wilder udźwignął presję, zrobił co do niego należało i pewnie zwyciężył na punkty. A jednak nie wszystko wygląda idealnie. "Brązowy bombardier" obronił tytuł w sześciu walkach. Znokautował m.in. Artura Szpilkę oraz byłego rywala Tomasza Adamka - Chrisa Arreolę. W swoim ostatnim pojedynku po raz drugi spotkał się ze Stivernem i załatwił sprawę już w pierwszej rundzie. Przeciwnik był kompletnie nieprzygotowany, otłuszczony i jeszcze przed wejściem do ringu było jasne, że będzie próbował tylko przetrwać. To właśnie po tym starciu Wilder zrobił to, co musiał zrobić - wyzwał do walki Joshuę. "Długo czekałem na tę walkę. Anthony Joshua, wypowiadam ci wojnę. Akceptujesz wyzwanie? Jestem mistrzem, jestem najlepszy. Chcesz się zmierzyć?" - powiedział mistrz. Dlaczego musiał? Amerykanin nie zarabia wielkich pieniędzy. Jego promotorzy robią, co mogą, by stworzyć z niego gwiazdę światowego formatu, ale coś nie wychodzi. Nikt nie myśli, by pokazywać go w systemie pay per view. Wilder czterokrotnie bronił tytułu u siebie w Alabamie, ale i tak nie zdołał zapełnić hal. Winni są również rywale - w wadze ciężkiej obecnie trudno znaleźć pięściarza, który byłby dużym zagrożeniem dla Wildera. Wyjątkiem jest właśnie Joshua. To konfrontacja z Brytyjczykiem, bez względu na to, gdzie zostałaby zorganizowana, przyniosłaby Amerykaninowi największe pieniądze w karierze i oczywiście szansę, na zdobycie kolejnych tytułów. Za starcie z Geraldem Washingtonem Wilder zarobił 800 tysięcy dolarów, za pokonanie Stiverne’a 1,4 miliona. Nie są to zawrotne kwoty, zwłaszcza jak na czempiona wagi ciężkiej. A bombardier jest bardzo głodny i zdaje sobie sprawę, że teraz jest najlepszy moment na doprowadzenie do walki z Joshuą. Ma 32 lata i jest w formie, ale przeciwnik jest młodszy i z każdym kolejnym pojedynkiem robi postępy. Następca Lennoksa Lewisa Gdy 28-letni dziś Joshua zdobywał olimpijskie złoto, podczas igrzysk w Londynie, media w Wielkiej Brytanii piały z zachwytu i prorokowały, że w końcu znalazł się godny następca Lennoksa Lewisa. Nie tylko one - rok po swoim zawodowym debiucie pięściarz z Watfordu został uznany za Prospekta Roku przez prestiżowy magazyn "The Ring". Taka nagroda nie dziwi - Joshua niemal od początku kariery rywalizował z bardzo doświadczonymi przeciwnikami, jak Michael Sprott, Matt Skeolton czy Jason Gavern. Wszystkich pokonywał przed czasem. Kiedy pokonał Amerykanina Kevina Johnsona, a później rozprawił się ze swoim rodakiem i przeciwnikiem z czasów amatorskich Dillianem Whytem stało się jasne, że przyszedł czas na walkę o pas mistrzowski. W kwietniu 2016 roku Joshua zmiażdżył Charlesa Martina nokautując go już w 2. rundzie i zdobywając tytuł IBF w swojej 16. zawodowej walce - nikt w wadze ciężkiej nie dokonał tego szybciej. Później Brytyjczyk również nie miał problemów - Dominic Breazele i Eric Molina byli dla niego tylko tłem. Potwierdzały się opinie fachowców, że kategoria ciężka doczekała się w końcu mistrza z najwyższej półki, na dodatek rozwijającego się z każdym kolejnym pojedynkiem. W końcu promotor Eddie Hearn uznał, że czas zrobić następny krok i udowodnić niedowiarkom, że mają do czynienia z gladiatorem niebojącym się żadnych wyzwań. Z pomocą przyszła również federacja WBA, która zarządziła, że o wakujący tytuł zmierzą się Joshua i Władimir Kliczko. Po dość długich negocjacjach dotyczących miejsca, w którym powinien odbyć się pojedynek oraz podziału pieniędzy, klamka zapadła - 29 kwietnia, Wembley. 90 tysięcy kibiców zgromadzonych na największym stadionie w Anglii oglądało pasjonujący, pełny zwrotów akcji bój, zakończony heroicznym zwycięstwem Joshuy, przez techniczny nokaut w 11. rundzie. Tak dobrej walki o stawkę nie było w tej kategorii od lat. Warto podkreślić, że za starcie z Kliczką AJ zarobił ponad 12 milionów funtów - więcej niż Wilder przez całą karierę. Po pojedynku stary mistrz wypowiadał się o rywalu z wielkim uznaniem. Co więcej, po kilku miesiącach okazało się, że mimo opcji rewanżu "Stalowy Młot" zdecydował się zakończyć karierę. Joshua był ostatnim przeciwnikiem pięściarza, który dzielił i rządził przez prawie 10 lat. "Będę mu kibicował. Muszę. Przecież mnie pokonał, a z każdym kolejnym zwycięstwem będzie potwierdzał swoją klasę, co będzie również działało na moją korzyść" - mówił Ukrainiec. W ostatni weekend października Joshua powrócił do ringu. Tym razem zapełnił Principality Stadium w Cardiff. Jego przeciwnik Carlos Takam walczył bardzo dzielnie, przyjął dużo ciosów i chciał kontynuować walkę, ale sędzia uznał, że Francuz i tak nie ma szans na zwycięstwo i przerwał pojedynek w 10. rundzie. Joshua i jego team odnieśli kolejne zwycięstwo, także finansowe. Walka, na którą czeka cały świat Konfrontacja Joshuy z Wilderem w 2018 roku wydaje się nieunikniona. Tylko kataklizm, a zatem ewentualna porażka jednego z nich, w pojedynku z innym rywalem, może sprawić, że Brytyjczyk i Amerykanin nie spotkają się w ringu. Wilder robi, co może - nie tylko wyzwał Joshuę po swojej wygranej nad Stivernem, ale stale prowokuje go w mediach społecznościowych. "Pełne stadiony wyglądają dobrze, ale mekką boksu jest Ameryka i to tu są prawdziwe pieniądze. Jeśli chcesz zostać w domu jak mała dziewczynka, to król nie ma z tym problemu, pojedzie do ciebie i znokautuje. Skoro Joshua uważa się za prawdziwego mistrza, to wszyscy w Anglii powinni chcieć tej walki. Wtedy przekonają się, czy rzeczywiście jest najlepszy" - powiedział "Brązowy Bombardier". "Deontay mnie wyzwał, czego się nie spodziewałem, bo nie dostałem żadnej oferty. Muszę poświęcić swój czas i zmienić plany, by udać się do Ameryki i uczestniczyć w negocjacjach. Chcę zostać absolutnym mistrzem świata. Nigdy nie unikałem wyzwań, nawet w czasach kariery amatorskiej. Nie boję się nikogo" - odpowiadał Joshua. Promotor Joshuy - Eddie Hearn wie, że to on może dyktować warunki. Już zaznaczył, że nie ma mowy o podziale pieniędzy 50-50, bo to jego pięściarz jest większą gwiazdą. Rozmowy między stronami mają się odbyć w najbliższych tygodniach. "Miejmy nadzieję, że znajdziemy kompromis i uda się doprowadzić do tej walki" - wyznał Hearn. Pojedynek Joshuy z Wilderem to coś, czego pragnie cały świat boksu. Tym bardziej, że na jednej walce na pewno się nie skończy - w kontrakcie znajdzie się zapis o rewanżu. Najlepszym rozwiązaniem byłaby organizacja jednej walki w USA i drugiej w Wielkiej Brytanii. Wówczas Joshua, bez względu na wynik, mógłby się bardziej wypromować na amerykańskim rynku, o co również zabiega Hearn. Z drugiej strony, kolejny pojedynek na Wembley oznaczałby prawdopodobnie rekordowe przychody, co oczywiście nie jest bez znaczenia dla każdej ze stron. Kto zostałby zwycięzcą? Na ten moment nieco większe szanse na sukces bukmacherzy dają Anglikowi. Niewykluczone, że najpierw obaj zmierzą się z innymi przeciwnikami. W kontekście Wildera wymienia się m.in. Diliana Whyte’a, byłego oponenta Joshuy. Natomiast Brytyjczyk miałby się spotkać z niepokonanym czempionem federacji WBO Nowozelandczykiem Josephem Parkerem (24-0). Gdyby wygrał, to z Wilderem doszłoby do unifikacji wszystkich tytułów - WBC, IBF, WBA, WBO i IBO. Jak Ali i Frazier? "To będzie jedna z największych walk w historii wagi ciężkiej. Mówimy o pojedynku na poziomie Alego z Frazierem. Miliony ludzi chciałyby to zobaczyć" - uważa Wilder. Amerykanin przesadza. Żadna walka w historii wagi ciężkiej nie będzie równie wielka, co słynny "Pojedynek Stulecia". Muhammad Ali był jedyny w swoim rodzaju, podobnie jak Joe Frazier. Ponadto tamtej konfrontacji towarzyszyły ogromne emocje, również związane z polityką. Przede wszystkim jednak Wilder i Joshua na razie nie są na tym poziomie i niewykluczone, że nigdy nie będą. "Niektórzy z moich kolegów po fachu odlatują i piszą, że Joshua jest połączeniem Muhammada Alego z Mike’em Tysonem. Jednak biorąc pod uwagę jego obecny poziom nie wytrzymuje porównania z gigantami z lat 70-tych i 80-tych. Zostałby zjedzony w ringu przez Alego, Joe Fraziera, Georga Foremana, Larry’ego Holmesa, Riddicka Bowe’a, Lennoksa Lewisa i Tysona" - uważa dziennikarz "The Sun" Colin Hart. "On nadal musi pracować nad defensywą, jest zbyt łatwy do trafienia. Gdyby Wilder wystrzelił prawym sierpowym prosto w szczękę, to nie ma gwarancji, że Anthony zdołałby się podnieść" - podkreślił. Nie zmienia to faktu, że obecnie nie ma większej walki w wadze ciężkiej od Wilder - Joshua. Chyba tylko powrót chcącego pomścić brata Witalija Kliczki i starcie z Brytyjczykiem cieszyłoby się większym powodzeniem. Na to jednak się nie zanosi. Tymczasem fani boksu powinni trzymać kciuki, by wszystko się udało i nie doszło do powtórki z lat 1992-1994, gdy wydawało się, że pojedynek Riddicka Bowe’a z Lennoksem Lewisem jest tylko kwestią czasu, ale ostatecznie nie doszedł do skutku. Po dziś kibice i eksperci zastanawiają się, który z nich okazałby się lepszy. Piotr Onami